Likwidator

W miasteczku Sommerton na granicy z Meksykiem panuje spokój i porządek, więc szeryf Lee Owens nie ma zbyt wiele do roboty. Ale ten stan powoli się zmienia, bo tam zbliża się zbieg – baron narkotykowy Cortez, który wymknął się z konwoju federalnego. Doświadczony szeryf z garstką pomocników próbuje się temu przeciwstawić.

likwidator1

Jak już kiedyś wspominałem, jest w kinie obecny trend na oldskulowe kino akcji z legendami tego gatunku. Najpierw Sylwek Stalowy razem z gliniarzem próbował ustalić kto go wystawił w „Kuli w łeb”, a tutaj Arnold Żelazny (zwany też Szwarcem) staje do nierównej walki z armią zakapiorów pomagającej Cortezowi uciec na granicę z Meksykiem. Akcja jest spokojnie prowadzona aż do wielkiej kulminacji, które wygląda naprawdę widowiskowo, kule świstają na prawo i lewo z różnej broni – snajperka, Colt, obrotowy karabin maszynowy, pistolety. Jest krwawo, brutalnie i… zabawnie. Owszem, nie jest to wybornie skomplikowane, ale umówmy się –  nie o to tu chodzi. Ma być ostra rozpierducha i jest, a że logiki w tym niewiele i przewidywalne to jak zawsze, to co z tego. Udaje się zaserwować rozrywkę na całkiem niezłym poziomie.

likwidator2

Aktorstwo w przypadku takich filmów jak ten, jest dostępne w ilościach śladowych, bo ma być ostro, krwawo i dla twardzieli. Arnold wybitnym aktorem nigdy nie był, ale tutaj radzi sobie całkiem przyzwoicie jako niezniszczalny, nieprzekupny szeryf, którego nic i nikt nie jest w stanie złamać. Poza nim wyróżnia się Johnny Knoxville (postrzelony Dinkun), Peter Stormare (Burrell) i Luiz Guzman (Mike Figuerola). Za to nie wspominałbym Forresta Whitakera jako agenta FBI, bo nie robi jakiegoś wrażenia.

„Likwidator” to całkiem nieźle zrobione kino akcji w starym stylu, które nie udaje, że chodzi o coś innego niż o rozwałkę. Ale za to jaką. Są jakieś pytania? To zadajcie temu kolesiowi niżej.

likwidator3

6,5/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz