

Kolejny debiutant znikąd, a dokładnie z Francji. Pisze teksty i muzykę, a także reżyseruje teledyski do swoich piosenek. Naprawdę nazywa się Yoann Lemoine, ma polskie korzenie i po dwóch EP-kach wydał pełnowymiarowy debiut.
„The Golden Age” zawiera utworów 14 (czyli dość sporo), zaś gatunkowo trudno to wcisnąć. Powiedziałbym, że to pop, ale ambitniejszy i z wyższej półki. Niby jest to typowy pop z żywymi instrumentami. Błąd, bo każda piosenka ma swoje warstwy, które mieszają się ze sobą, elektronika nie tworzyła tak specyficznego klimatu („I Love You” z organami i dzwonami), a całość jest tak chwytliwa i melodyjna jak to tylko możliwe. Niby zaczyna się każdy utwór dość spokojnie, by powoli dołączały różne instrumenty i następuje eksplozja dźwięków. Za pierwszym razem można się poczuć zdezorientowanym i przytłoczonym brzmieniem. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mimo naprawdę oryginalnego brzmienia, w połowie ten album zaczyna robić się nużący (choć jeszcze pojawia się znakomite „Iron”).
Sam wokal Woodkida jest dość chłodny i stonowany, ale jednak pełen emocji („The Great Escape”). Zaś teksty są dość nietypowe, pełne ciekawych fraz. Brzmi to dość intrygująco.
To jedna z takich płyt, których nie potrafię rozłożyć na czynniki pierwsze, bo powala jako całość. Chociaż pierwsza płyta zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to reszta lekko słabsza trzyma jednak poziom. Intrygujący debiut.
7,5/10
Radosław Ostrowski
PS. Ciekawa okładka.
