Sara Bareilles – The Blessed Unrest

The_Blessed_Unrest

Pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ma 34 lata i nagrała do tej pory 3 płyty. Największy rozgłos przyniósł jej utwór „Love Song” z 2007 roku, jednak Sara Bareilles nie zamierza wycofać się i już serwuje, najnowszy 4  krążek.

„The Blessed Unrest” to mieszanka popu i soulu, składająca się z 12 piosenek wyprodukowanych przez samą Sarę, a także Johna O’Mahony’ego i Kurta Uenalę (współpracował z Depeche Mode). Jak wiadomo, co trzy głowy to nie jedna. A skoro soul, to wiadomo – bez fortepianu się nie obejdzie (znakomity „Manhattan”). Nie zabrakło też elektroniki, która może nie jest ani agresywna, ani plastikowa oraz dęciaków pojawiających się gdzieś w tle. Tempo jest różnorodne: od szybkich i rytmicznych („Little Black Dress”) po bardziej wyciszone i stonowane („1000 Times” ze spokojnym basem i ładną gitarą elektryczną czy „Islands”). Brzmi to elegancko i delikatnie, ale trudno wskazać coś, co byłoby potencjalnym hitem, co w przypadku tego typu muzyki może być problemem. Także dość małe urozmaicenie może być problemem, ale dla mnie jest to świetny album na wyciszenie po ciężkim dniu.

Sam głos Sary jest bardzo lekki i delikatny, czasami wręcz uroczy, ale zawsze pełen emocji i bez fałszu. Zaś teksty o wiadomej tematyce są całkiem przyzwoite i słucha się tego z dość sporą dozą przyjemności.

„The Blessed Unrest” jest bardzo sympatycznym, lekkim i eleganckim albumem, przy którym można przyjemnie spędzić czas. Najlepiej posłuchać w godzinach wieczornych.

7/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz