Agnes Obel – Philharmonics

Philharmonics

Kiedy wydaje się, że już w muzyce niczego ciekawego nie da się zrobić (nieśmiertelna śpiewka pt. „Wszystko to już było”), to zawsze pojawia się osoba, jeśli nie wywracająca wszystko do góry nogami, to przynajmniej odświeżająca. Kimś takim jest pewna młoda Dunka (lat 33 obecnie). Jej debiutancki album wyszedł 3 lata temu, ale dzięki sobotniej Ciemnej Stronie Mocy, skusiłem się, by zapoznać się z tym albumem.

„Philharmonics” wyprodukowała sama. Zaczyna się „Falling, Catching” – delikatnym, zapętlonym fortepianem. Ten instrument będzie nam towarzyszyć przez cały album, zawsze brzmiąc delikatnie, a jednocześnie bardzo przyjemnie. Pojawi się też gitara („Brother Sparrow”), harfa („Just So”, „Beast”), melodia z pozytywki (instrumentalna „Louretta”), gitara elektryczna, skrzypce („Avenue”). To wszystko tworzy magiczną, lekko baśniową aurę, która trwa aż do samego końca. Podtrzymuje tą atmosferę bardzo delikatny wokal samej Obel.

Debiut Obel jeśli wywołuje moje skojarzenia, to z Kari Amirian czy Fismollem. Delikatne, wręcz bardzo oszczędne granie, które jednak uwodzi, czaruje i obezwładnia. Od pierwszej do ostatniej nuty. Nie wiem jak wy, ale ja się dałem uwieść.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz