Belle & Sebastian – The Third Eye Centre

The_Third_Eye_Centre

Każdy szanujący się zespół z dużym stażem musi wydać składankę albo kompilację. Sposób realizacji i jej forma może być różna. Brytyjski zespół Belle and Sebastian działający od 1996 roku wydał tylko jedną kompilację, jednak wytwórnia uznała, że to za mało. I tak wyszedł „The Third Eye Center”.

Nie jest to składanka typu greatest hits czy tribute to. Album ten zawiera rarytasy i niepublikowane do tej pory utwory, które można było mieć tylko w wersjach deluxe. Siedmioosobowa ekipa z Glasgow pod wodzą Stuarta Murdocha gra to, co zawsze – lekko melancholijne piosenki w stylistyce indie. Jest melodyjnie (świetna gitara w „Last Trip”), mieszanki elektroniki w stylu retro („Suicide Girl”) oraz remixów, które zazwyczaj wywołują we mnie negatywne emocje (koszmarny „Your Cover’s Blown” wykonany przez Miaoux Miaoux z mocno wkurzającą dyskotekową elektroniką i utrzymany w podobnej stylistyce, ale trochę lepszy „I Didn’t See It Coming” Richarda X). Sama ta mieszanka brzmi zaskakujaco dobrze, pojawiają się różnego rodzaju urozmaicenia jak saksofon („Heaven in the Afternoon” z delikatnym wokalem Stevie Jackson), flety (remix „I’am a Cuckoo” autorstwa Avalanches), fortepian („Desperation Made a Fool of Me”), także skręty w stronę jazzu („Long Black Scarf”), reggae („The Eighth Station Of The Cross Kebab House”) czy folku („(I Believe In) Travelling Light” czy „Stop, Look and Listen”). Jest nawet utwór instrumentalny (lekko westernowy „Passion Fruit”). Więc o nudzie nie może być mowy, choć trochę jest tu za spokojnie. Ale mnie to nie przeszkadza, wręcz lubię, a klimat melancholijny utrzymywany jest także przez wokale Murdocha i Jackson.

Powiedzmy sobie to wprost – takie kompilacje zazwyczaj powstają w jednym celu i tylko jednym celu – orżnięciu fanów z jak największej ilości kasy. Jeśli jednak mają powstawać takie albumy jak ten, nie mam nic przeciwko. Miłe, sympatyczne i przyjemne granie.

7,5/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz