
Minął rok od debiutu Marilliona, dzięki któremu usłyszano o nich w świecie brzmień progresywnych. Brytyjczycy postanowili kuć żelazo póki gorące i wydali swój drugi album po zaledwie rocznej przerwie o prostym tytule „Fugazi”.
Za produkcję znów odpowiadał Nick Tauber, ale zespół opuścił perkusista Mick Pointer, którego zastąpił Ian Mosley. Na szczęście nie odbiło się to na jakości muzyki, która nadal czerpie garściami z wielkich, a jednocześnie potrafi zaskakiwać. Nadal mamy niewiele utworów (7) i nadal są to długie kompozycje, choć lekko okraszone azjatyckimi brzmieniami, co słychać już na początku „Assassing” – perkusja uderza dość powoli, klawisze tworzą dość ponure dźwięki, słychać jakieś jęki, wrzaski, dołącza bas, nawet gitara elektryczna dość szybko przygrywa, klawisze łagodnieją w dzwonkowe imitacje.
Najszybszy i najkrótszy (trzy i pół minuty) ma „Punch & Judy” z dość prostą melodią, dynamiznie graną przez Kelly’ego oraz ponurymi, krótkimi wejściami Rothery’ego. Przechodzimy wtedy do „Jigsaw” z baśniowymi, magicznymi klawiszami w zwortkach, by w refrenach „eksplodowała” sekcja rytmiczna razem z wrzaskami Fisha. „Emerald Lies” zaczyna się mocnymi uderzeniami perkusji i ostrymi riffami konstrastowanymi z delikatnymi klawiszami i basem, by nastąpiło wyciszenie (delikatna gitara akustyczna) i tak to się przeplata, dochodzi szybki bas, wrzaski i wokale w tle. Kolejny ciekawym dźwiękowym pomysłem są organy w „She Chameleon” – kojarzące się ze ślubem, zagłuszanymi przez sekcję rytmiczną oraz wrzaskami Fisha. Najdłuższy „Incubus” to mieszanka dźwięków, tempa i nastrojów, gdzie każdy z muzyków ma szansę „wyszaleć” się, podobnie kończący całość utwór tytułowy z bardzo smutną gitarą oraz gorzką frazą „Gdzie się podziali prorocy, wizjonerzy, poeci/By zakłócić świt sentymentalnych chciwców”. Tym razem wszyscy muzycy dają z siebie wszystko i tworzą bardzo pamiętne mozaiki dźwiękowe.
Fish zaś nadal śpiewa w bardzo charakterystyczny sposób (wrzeszcząc, jęcząc, co może zniechęcić), jednak nie powinno w żaden sposób to przeszkadzać. Zaś w tekstach opowiada on o upadku wartości („Fugazi”), rutynie małżeńskiej („Punch & Judy”), emocjonalnym chłodzie („Assasing”, „She Chamelon”) i robi to w dość intrygujący i pasjonujący sposób.
Marillion konsekwentnie idzie szlakiem wyznaczonym przez debiut. I nadal to robi powalające wrażenie.
8,5/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
