David Arnold & Michael Price – Sherlock (Season One)

Sherlock_One_Front

Sherlock Holmes – archetyp detektywa, mistrza dedukcji od zawsze był źródłem inspiracji dla filmowców. Ile było filmów i seriali z tym bohaterem, nie jestem w stanie policzyć. Ale w ostatnim czasie pojawiły się dwie zaskakujące adaptacje. Najpierw Guy Ritchie zdynamizował przygody Holmesa o aparycji Roberta Downeya Jra. I kiedy wydawało się, że nie da się tego przebić, BBC przeniosło tego bohatera w XXI wiek. Dosłownie, dzięki serialowi autorstwa Stevena Moffata i Marka Gatissa, którzy zachowali wierność duchowi książek Doyle’a, uwspółcześniając je. W dodatku całość była kapitalnie zagrana (dwa słowa: Benedict Cumberbatch) oraz znakomicie zrealizowana, serwując jeden z najlepszych seriali brytyjskich ostatnich lat.

arnoldA jak sobie radzi muzyka? W samym serialu po prostu świetnie, ale po kolei. Jej autorami są David Arnold, znany głównie z partytur do filmów o Jamesie Bondzie (lata 1997-2008) oraz Michael Price – aranżer, dyrygent i orkiestrator znany ze współpracy z Howardem Shorem czy Michaelem Kamenem. Obaj panowie poznali się przy filmie „Hot Fuzz”, gdzie Price robił muzykę dodatkową. Zaś ich wspólna pracę wydała Silva Screen Records w zeszłym roku (oddzielnie wydano obie serie).

Zaś sama muzyka przywołuje skojarzenia z „Sherlockiem Holmesem” Hansa Zimmera. Nie chodzi mi o tematykę, ale o samo instrumentarium – cymbałki, mandolina w dodatku polana elektroniką wszelkiej maści. Temat otwierający jest chwytliwy, szybki, krótki i kojarzy się z serialem. Za to znacznie ciekawsze są tematy Watsona (krótkie solo na fortepianie wplatające się w wielu utworach, nie pojawia się samodzielnie), zaś Sherlock ma dynamiczny utwór pokazujący jego proces myślowy („The Game Is On”) lub jego pościg po Londynie („Pursuit” z trąbkami).

priceJednak sama muzyka bez kontekstu ekranu nie broni się w całości. Sporą część stanowi underscore, będący wręcz dźwiękową ścianą, wykorzystującą różne perkusyjne i smyczkowe trzaski, nerwowe smyczki (końcówka „Which Bottle?”) czy wszelkiego rodzaju elektroniczne dodatki („Final Act”), które brzmią rewelacyjnie dynamizując sceny statyczne albo budujące niepokój („Sandbag”, gdzie agresywna gitara wplata się w smyczki, dęciaki i perkusja). Pewnym urozmaiceniem jest wykorzystanie fletów i egzotycznej perkusji w utworach z odcinka drugiego (m.in. „Sandbag”, angażujące „Elegy” z żeńską wokalizą w środku czy wręcz skaczące „Crates of Books”). Jednak trzeba się przebić się przez pieczołowicie wykonany sound design, który nie jest zbyt atrakcyjny. Trochę szkoda.

Arnold z Pricem popisali się, ale poza ekranem ta muzyka traci swoje największe atuty i staje się ścianą dźwiękową. Więc jeśli lubicie wyzwania, to ten album jest dla was. Reszta powinna zapoznać się po obejrzeniu serialu, który bardzo gorąco polecam.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz