Gary King 20 lat temu razem z kumplami postanowili wyruszyć szlakiem Zielonej Linii, czyli w jedną noc obskoczyć 12 pubów i wypić w nich złocisty trunek. Ale wtedy to się nie udało. Teraz Gary King ma 40 lat i opuszcza odwyk. Skrzykuje starych kumpli (Andy, Oliver, Peter i Steven), by dokończyć tą trasę. I nie będzie go w stanie powstrzymać – nawet inwazja kosmitów, którzy chcą zniewolić mieszkańców Ziemi.

Duet scenarzystów Edgar Wright (także reżyser)/Simon Pegg tworzą nową jakość w brytyjskim kinie komediowym serwując tony absurdu za pomocą szalonej wyobraźni, która jest w stanie połączyć pozornie nie pasujące do siebie historie. Z jednej strony jest lekko nostalgiczna opowieść o dawnej przyjaźni, gdzie prawie wszyscy (poza Kingiem) mają stabilne i spokojne życie, ale tak naprawdę jest ono puste i monotonne. King idzie w stronę samodestrukcji i nie chce poddać się czyjejkolwiek kontroli i władzy, a alkohol jest jedynym sensem życia. Ale potem zaczyna się konfrontacja z kosmitami i nagle wszystko się zmienia – idąc w stronę SF i horroru, po drodze serwując jednak odrobinę humoru. Bijatyki bywają zabawne, niebieska krew leje się strumieniami, zaś efekty specjalne są tandetne. To brzmi tak absurdalnie, że albo to kupicie albo nie. W dodatku mamy tutaj świetna muzykę, niezłe dialogi i trochę dziwaczne zakończenie.
A i jeszcze jest to piekielnie dobrze zagrane. Simon Pegg znów daje z siebie wszystko i razem z Nickiem Frostem tworzą wybuchowy duet. Reszta w zasadzie nie byłaby potrzebna, ale jednak bardzo miło się patrzyło na Paddy’ego Considine’a (Steven), Martina Freemana (Oliver „Omen”) i Eddiego Marsana (Peter). Ferajna razem jest zabójcza, choć najbardziej wybijają się z niej Pegg i Frost.

Ostrzegam – to jest brytyjski humor, a taki nie odpowiada każdemu. Więc w trakcie oglądania lepiej mieć przy sobie kilka butelek piwa.
7/10
Radosław Ostrowski
