Stacey Kent – Candid Moments

Candid_Moments

Najlepsze składanki dla mnie to tych wykonawców, których nie znam. Kimś takim dla mnie była Stacey Kent – wokalistka jazzowa z kraju zwanego Nowym Jorkiem (wróć, to miasto jest przecież). Owszem, jej ostatnia płyta zrobiła na mnie wrażenie, ale nie znałem jej wcześniejszych dokonań.

Jak się domyśliliście, będzie na jazzową modłę. Więc nie zabraknie obowiązkowego fortepianu, jeszcze znajdzie się tu delikatna gitara elektryczna („Hushabye Lullaby”) i w ogóle taki bardziej chilloutowy klimat. Ale nie brakuje trochę żywszych momentów („Too Darn Hot” z bębenkami), choć większość piosenek to covery, ale co zrobić. Nie przeszkadza to, bo jest to muzyka zagrana i zaśpiewana z klasą i bardzo elegancko, czyli tak jak być powinno. W dodatku muzycy robią swoje (m.in. pianista Dave Chamberlain, gitarzysta Simon Thorpe i flecista Jasper Kvilberg), tworząc ten lekki klimat.

Nie ma sensu się dłużej rozpisywać, bo jak ktoś nie lubi takiego brzmienia, nie powinien słuchać tej płyty. Natomiast cała reszta jak najbardziej, bo to udany i bardzo przyjemny materiał.

7/10

Radosław Ostrowski


Dodaj komentarz