Don Jon

Jon to młody chłopak, którego rytm dnia jest dość oczywisty i przewidywalny. Najpierw samochód, Kościół, rodzina, siłownia, a wieczorem wypad na klub, wyrwanie laski, seks i… pornosy. Bo „żadna prawdziwa laska nie jest w stanie zastąpić laski z pornola”. Do czasu, kiedy pojawi się ubrana w czerwonej sukience Barbara. Żeby ją zaliczyć Don Jon, będzie musiał zdobyć ją w standardowy sposób (randki, poznanie jej rodziny, wspólne oglądanie filmów). Ale gdy się dowie, że on lubi pornole, lekko nie będzie.

don_jon1

Joseph Gordon-Levitt to jeden z ciekawszych aktorów swojej generacji, zgrabnie balansujący między niezależnym kinem („500 dni miłości”), a bardziej komercyjnymi produkcjami (m.in. „Incepcja”), ale tym razem postanowił się naprawdę ostro popracować, gdyż „Don Jon” to jego debiut jako reżyser i scenarzysta. I pozornie serwuje nam opowieść o pornografii i uzależnieniu od niej, co jest po części prawdą. Ale tak naprawdę szuka odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytanie – jak stworzyć związek damsko-męski? Bo pornografia jest jedną z przyczyń doprowadzająca tak naprawdę do skrzywienia naszych wyobrażeń na temat miłości i życia w ogóle. Pornosy stały się naprawdę łatwo dostępne (w wersji miękkiej mamy zarówno w gazetach, telewizji, a o Internecie czy tabletach nawet nie wspomnę), ale tak naprawdę tych ograniczeń (Kościół, dbanie o swoje ciało, rodzina) jest więcej, choć reżyser skupia się na pornografii, która jest tutaj centrum wszystkiego. Całość mocno uderza wizualnie (pulsujący montaż, powtarzalność pewnych scen – Kościół, siłownia) i jest zrobiona w sposób naprawdę niekonwencjonalny, zaś dialogi są miejscami naprawdę ostre i pieprzne (i nie chodzi mi tylko o rzucanie fakami na prawo i lewo).

don_jon2

Może zakończenie trochę psuje ten efekt (dość banalne, ale na szczęście nie topornie podane przesłanie, że jeśli chcesz zatracić się w kimś, to musi pójść w dwie strony – inaczej lipa), jednak mimo to reżyserowi udaje się uniknąć pułapek, nie tworząc kolejnej banalnej romantycznej komedii. I bardzo dobrze, bo ile można robić tą samą banalną opowiastkę o tym jak żyli długo i szczęśliwie.

No i jeszcze w dodatku jest to naprawdę dobrze zagrane. Gordon-Levitt obsadził samego siebie w roli Dona Jona (brzmi dość podobnie jak Don Juan) i świetnie sobie poradził jako „płytki” facet. On marzy tylko o zaliczaniu panienek i nawet udawanie „normalnego” faceta nie jest dla niego problemem. Ale on zawsze wypada wiarygodnie, zaś jego walka z nałogiem potrafi poruszyć. No i ten żel na głowie, ten głos (trochę „grubszy”) – fajny facet, który powoli dojrzewa z chłopca do mężczyzny. Zaś sprawczyniami tego zamieszania są dwie panie. Pierwsza to Scarlett Johansson, czyli Barbara Sugarman. To ona jest sprawczynią całego zamieszania. I wierzcie mi lub nie, ale to jest jej najlepsza rola. Jaka jest Barbara? Apetyczna, pewna siebie, próbująca dominować. No i najważniejsze – jest świadoma swojego seksapilu, owijając facetów wokół swoich palców. Natomiast tą drugą jest będąca w formie Julianne Moore. Jej Esther poznana przez bohatera na wieczorowych zajęciach, sprawia wrażenie trochę nieporadnej kobiety (notatki, kaseta z porno czy palenie zioła), ale tak naprawdę to dojrzała i samotna kobieta, która otworzy Donowi oczy. I jest jeszcze Tony Danza jako ojciec Jona – prawdziwa petarda.

don_jon3

Gordon-Levitt zaskakuje pozytywnie swoim debiutem – jest niekonwencjonalny realizacyjnie, ma mocne dialogi i kilka ciekawych obserwacji. Na pewno ten człowiek jeszcze nas zaskoczy. Ktoś chce teraz obejrzeć pornosa?

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz