Trzy kolory: Czerwony

Valentine pracuje jako modelka. Pewnego wieczora potrąca psa, który błąkał się po mieście. Na obroży psa znajduje adres właściciela, którym okazuje się emerytowany sędzia. Kobieta przypadkowo odkrywa, że mężczyzna podsłuchuje sąsiadów. Początkowo jest ona oburzona zachowaniem starszego pana, ale później zaczyna z nim spędzać coraz więcej czasu.

czerwony1

Krzysztof Kieślowski tym filmem pożegnał się z kinem i zamknął trylogię o „Trzech kolorach”, tutaj mamy czerwień, czyli symbol braterstwa. A czym ono jest? No właśnie. Pozornie mamy do czynienia z obyczajową historią z elementami metafizycznymi, czyli to, czym się zajmował Kieślowski pod koniec swojego życia. Żeby być bardziej precyzyjnym, mamy tutaj młodą i trochę naiwna modelkę oraz emerytowanego sędziego, zgorzkniałego, samotnego, która pozornie sprawia wrażenie Boga, który wie wszystko. Ale czy ta wiedza mu coś daje? No właśnie i tak tych dwoje zostaje przyjaciółmi, choć dzieli ich wszystko. Los, przypadek czy Bóg jest w stanie napisać kompletnie pokręcone scenariusze. Ten potrafi poruszyć, gdyż mamy tu postacie z krwi i kości, dialogi oszczędne, zdjęcia mocno nasycone czerwienią, co jest normą w przypadku poprzednich części. A jednocześnie jest ona bardziej pogodny, dodając odrobinę humoru. I pokazuje, że czasem wystarczy uśmiech, by zmienić życie niejednego człowieka. Kieślowski bardzo delikatnie i umiejętnie potrafi o tym opowiedzieć.

czerwony2

Dodatkowo ma tutaj świetnie dobranych aktorów w rolach głównych rolach. Irene Jacob bardzo dobrze wciela się w empatyczną Valentine, która mieszka sama (chłopak gdzieś daleko i kontaktuje się przez telefon) i czuje się odpowiedzialna za to co robi. Jednak bardziej przykuwa uwagę Jean-Louis Trintignant. Sędzia, który podsłuchuje innych sprawia wrażenie wszechwiedzącego i potężnego faceta, ale tak naprawdę jest zgorzkniały i zna człowieka ze złej strony. Potem powoli zmienia się, staje się odrobinę życzliwszy. Ta dwójka rozkręca ten film i czyni go bardzo ciekawym.

Kieślowski tym filmem pożegnał się z kinem, w charakterystycznym dla siebie stylu – pełnym skupień na drobiazgach, symbolach i przede wszystkim na ludziach. Głęboko humanistyczny i bardzo poruszający film.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz