Yes – Fragile

Fragile

Czy można było przebić płytę „Close to the Edge”, która wtedy (a nawet i teraz) jest wielkim albumem? Można, tylko jest to bardzo trudne. Popełniłem pewien błąd, bo pominąłem jedną płytę, która została wydana na początku roku 1972 („Close to the Edge” wyszło we wrześniu) i już tutaj widać zapowiedź tego, co nastąpiło później.

I to właśnie tutaj po raz pierwszy wszedł Rick Wakeman. Główna osią tej płyty są cztery długie utwory. Pierwszy to „Roundabout”, który jest mieszanką pięknych i długich klawiszy Wakemana, surowszej gitary Howe’a oraz zgranej sekcji rytmicznej – dynamiczny utwór (mimo trwania ponad 8 minut), który porywa, zaskakuje i mocno trzyma za gardło. Drugą taką siłą jest „South Side of the Sky”. Chwytliwy wstęp gitary oraz sekcji rytmicznej. I wtedy po ok. dwóch i pół minuty pojawia się bardzo dynamiczne i delikatne solo na fortepianie, które potem się powtarza, dołącza perkusja oraz zespół śpiewający proste „la, la, la, la”. Wtedy nagle pojawiają się nieprzyjemne szumy, zaś zespół wraca do melodii z początku przerywanej szumami wiatru oraz mocniejszymi riffami Howe’a, zaś całość kończy ponad 10-minutowy „Heart of the Sunrise”. Początek to mocniejsze granie Howe’a, grające w tle organy oraz bardzo dynamicznie uderzająca perkusja – i tak mijają trzy minuty. Następuje wyciszenie, gitara gra delikatniej i wchodzi Anderson. Jest bardziej podniośle i delikatnie, ale ostatnie trzy minuty to popisowe zgranie Howe’a i Bruforda oraz klawiszowa gra Wakemana, gdzie jeszcze pojawia się pianino (a zakończenie wprawia w konsternację).

Ale między tymi utworami pojawia się pięć kompozycji (każda napisana przez jednego członka). Ale poziom bywa dość różnorodny: niezły jest „Cans and Brahms” Wakemana (elektroniczna aranżacja 4. Symfonii Brahmsa), podobnie „We Have Heaven” Andersona z nakładającymi na siebie wokalami. Najsłabiej wypada „Five Per Cent of Nothing” Bruforda, zaś najlepsze są zdecydowanie „The Fish” Squire’a (te cymbałki i bas) oraz gitarowy popis Howe’a „Mood for a Day”. Także teksty trzymają wysoki poziom.

„Fragile” to był mocny wstęp przed „Close to the Edge” (opisanie tego drugiego albumu prędzej należy potraktować jako małą wpadkę). Powoli zaczyna się konsolidacja formy i treści, zaś następne albumy to będzie dopiero opowieść. Ale to nie teraz.

8,5/10

Radosław Ostrowski

https://www.youtube.com/watch?v=Gk-iWj_a-68&w=300&h=247

Dodaj komentarz