

Kino od zawsze kochało muzykę. Kolejną muzyczną opowieścią jest najnowszy film braci Coen „Inside Llewyn Davis” (finezyjnego polskiego tytułu nie będę używał). Jest to historia tytułowego bohatera – muzyka folkowego próbującego odnaleźć swoje miejsce na Ziemi. I w zasadzie jest to kompilacja sprawdzonych tematów i stylu braci Coen z ich specyficznym humorem na pierwszym planie. A skoro bohaterem pośrednio jest muzyka, to musiała ona zostać wydana w formie płyty.
A jak wiadomo, braciszkowie lubią współpracować z Carterem Burwellem, jednak tutaj postanowili zrobić tak jak w przypadku filmu „Bracie, gdzie jesteś?”, czyli wydali kompilację piosenek pochodzący z epoki (w tym przypadku początek lat 60.). Za produkcję tego cover albumu (poza Coenami) odpowiada T-one Burnett, z którym współpracowali przy wspomnianym już „Bracie…”.
Piosenki te są śpiewane (w większości) przez aktorów grający główne role w tym filmie. A jak folk, to wiadomo – musi być gitara, najlepiej akustyczna. I ona nie tylko dominuje, ale też narzuca tempo, zazwyczaj spokojne, wręcz liryczne jak w lekko sentymentalnym „Five Houndred Miles” (gitarze towarzysza tutaj skrzypce) czy otwierającym całość „Hang Me, Oh Hang Me”. Nie ma tutaj jednak miejsca na nudę, choć szybkich numerów tu niewiele (pod tym względem wyróżnia się brawurowy „Please Mr. Kennedy”, który został specjalnie napisany do filmu czy „The Roving Gambler” zespołu The Down Hill Struglers grany na banjo, skrzypcach i gitarze). Zaś przy paru piosenkach aktorów wspiera muzycznie zespół Punch Brothers, który tutaj radzi sobie bardzo dobrze.
Tutaj najbardziej wybija się na polu wokalnym Oscar Isaac, który gra główną rolę. Jego dość delikatny głos, potrafi poruszyć i działa bardzo emocjonalnie na słuchaczu. Słychać, że ten aktor ma naprawdę potencjał wokalny (najbardziej to słychać w „The Death of Queen Jane” czy melancholijnym „The Shoals of Herring”). Drugim mocnym głosem tutaj jest Justin Timberlake, który zaskakująco dobrze wpasował się w konwencje (pięknie brzmi w „Five Hundred Miles” wspólnie z Carey Mulligan oraz Starkiem Sandsem czy zaśpiewanym a capella z czterema osobami w „The Auld Triangle”). Naprawdę jestem zaskoczony.
Jednak poza piosenkami śpiewnymi przez aktorów (bardzo dobrze śpiewającymi) jest kilka utworów oryginalnych. Wspomniane już „The Roving Gambler” to jeden z czterech takich utworów. Pozostałe pochodzą z samego końca filmu i albumu. Mocno etniczne i bardzo żywiołowe „The Storms Are on the Oceans” (w filmie wykonanie tej pieśni zostaje brutalnie przerwane przez Llewyna głośnymi krzykami i wyzwiskami), minimalistyczne „Farewell” Boba Dylana (gdy bohater wychodzi na zewnątrz wykonuje ją sam Dylan – przynajmniej tak wyglądał) oraz pojawiające się w napisach końcowych „Green, Green Rocky Road” Dave’a Van Ronka, który był pierwowzorem postaci Davisa pięknie się uzupełniają z resztą piosenek.
Innymi słowy jest to świetna kompilacja, której słuchanie sprawiało mi olbrzymią frajdę i nie jest wymagana znajomość filmu, co powoduje, że można jej słuchać praktycznie wszędzie. Jeśli lubicie jeszcze folkowe granie, możenie podnieść ocenę o punkt lub pół.
8/10
Radosław Ostrowski
