Stereophonics – You Gotta Go There to Come Back

You_Gotta_Go_There_To_Come_Back

Zazwyczaj jest tak, że płyty poszczególnych wykonawców są wydawana regularnie, czyli co 2-3 lata. Tak też było z zespołem Stereophonics. Jednak tym razem za produkcję odpowiadał sam wokalista, czyli Kelly Jones. Czy w związku z tym coś się zmieniło?

Trudno w zasadzie powiedzieć, bo nadal jest to alternatywne granie gitarowe. I to słychać już w „Help Me” z przesterowaną i i zadziorną gitarą oraz bardziej „podbrudzonym” wokalem. Ale już „Maybe Tomorrow” jest zupełnie odmienne. Grane bardzo delikatnie, z chórkiem w tle. Jednak w połowie wybrzmiewa gitara elektryczna oraz elektronika, co trochę zmienia atmosferę utworu. „Garażowe”, wręcz punkowe grania powraca w „Madame Helga”, która jest jednocześnie wpadająca w ucho tak jak „Moviestar” z niezłym rytmem oraz mocniejszymi wejściami gitary w refrenach. Pewnym odejściem jest bardziej akustyczne (przynajmniej do momentu wejścia gitary) „You Stole My Money Honey”, folkowym „Getaway” z ładnym pianinkiem, harmonijka ustną oraz przerobionym cyfrowo wokalem, a także w „Climbing the Wall” ze skrzypcami i dęciakami w tle. Mieszankę folkowo-garażową serwuje „Jealousy”, zaś pewne wyciszenie serwuje „I’m Alright” z delikatną elektroniką. I ta zmienność z utworu na utwór jest atutem tej płyty.

Wokal Jonesa nie ulega jakiejś specjalnej zmianie, nadal jest lekko chrypliwy, ale tutaj jeszcze przechodzi on cyfrową obróbkę, co wielu może wprawić w konsternację. Zaś teksty też są udane.

Tutaj zespół pozornie nie zmienia się, ale coraz bardziej skręca w stronę folkowo-akustyczną, co wychodzi zdecydowanie ciekawiej i jeszcze odezwie się w grupie kilka lat później. Po wydaniu tej płyty zespół opuści perkusista Stuart Cable. Ale to już inna historia.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz