

O 15-osobowej grupie Pink Martini już pisałem w trakcie opowiadania o płycie „Get Happy„. Tym razem orkiestra pod wodzą Thomasa Lauderdale’a tym razem połączyła siły z grupą The Von Trapps, która zajmuje się śpiewaniem.
I tak jak poprzednio podróżujemy po muzyce całego świata, sięgając po standardy światowej muzyki rozrywkowej. O ile jeszcze początek (śpiewana a capella „Storm”) może budzić zaskoczenie, a tyle już „Kuroneko no tango” już nie budzi wątpliwości. Smyczki, delikatna perkusja, fortepian – to Pink Martini, zaś wokal Chiny Forbes nadal sprawdza się w tych żonglerkach dźwiękowych i gatunkowych. Jest bardzo lekko, kolorowo i elegancko, nawet jeśli te piosenki słyszeliśmy już w kilkunastu wersjach (nieśmiertelne „Dream a Little Dream” z gitara akustyczną, fortepianem, banjo, harfą i chórkiem czy „Fernando” okraszone hiszpańską dynamiką – perkusyjkami, gwizdkami i dęciakami). Także język się zmienia: od angielskiego przez japoński, niemiecki (jodłujące „Die Dorfmusik”) czy francuski, co absolutnie nie przeszkadza w odbiorze i całkiem niezłej zabawie. I jest parę utworów śpiewanych a capella przez chórek (czyli The Von Trapps), ale ten dość spory rozrzut i chaos sprawdza się.
Niby nie jest to nic, czego już byśmy nie znali w przypadku Pink Martini, ale jest to naprawdę udana i bardzo ciekawa płyta. Taka, przy której ma się bardzo przyjemne sny.
7/10
Radosław Ostrowski
