Sydney

Tytułowy Sydney to podstarzały hazardzista, który swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. Pewnego zwykłego dnia przed wejściem do knajpy, poznaje Johna, któremu brakuje kasy na pogrzeb matki. Mężczyzna pomaga mu zdobyć pieniądze pokazując parę sztuczek w kasynie. Mijają dwa lata. Sydney bywa w kasynie, zaś Johnowi wpadła w oko kelnerka Clementine. Ale kiedy dwoje młodych wpadnie w tarapaty, Sydney będzie musiał im pomóc.

sydney1

W zasadzie streściłem wam cały film. No, prawie cały. I jak zapewne wiecie, każdy reżyser od czegoś zaczynał. „Sydney” to zapomniany debiut Paula Thomasa Andersona, którego następne filmy wywoływały dyskusje, wielkie emocje i były bardzo wnikliwymi portretami ludzi. I to widać już tutaj, gdzie reżyser bawi się naszymi oczekiwaniami, zaś historia (niespecjalnie wysokich lotów) jest tylko pretekstem do pokazania postaci. Zaczyna się jak kino obyczajowe, by w połowie pojawił się wątek kryminalny, który zostaje rozstrzygnięty w jeden sposób – ołowiem. A wszystko to ma bardzo specyficzny, wręcz tajemniczy klimat. Jak to w kasynie – kolorowe neony, elegancko ubrane kelnerki, gra, hazard, potem oszustwo i szantaż. A wszystko to toczy się w bardzo niespiesznym tempie, okraszone delikatną, funkowo-jazzową muzyką i świetną pracą kamery.

sydney2

A co do postaci, to one są fantastycznie zagrane i nie do końca sobie radzą ze swoimi problemami. Kapitalnie wypadł Philip Baker Hall w roli Sydneya – eleganckiego szulera, pełnego mądrości i empatii. Ale jak się na końcu okaże, facet ma pewien mroczny sekret i nie jest nim skłonność do ryzyka przy grze w kości (sprowokowany przez młodego gracza stawia dużą kasę i przegrywa). John C. Reilly bardzo dobrze sobie radzi jako nieporadny John, który mimo pewnej znajomości i naśladownictwa stylu Sydneya, nadal ma skłonność wpadania w tarapaty. Razem z partnerująca mu Gwyneth Paltrow (Clementine) tworzą dość czarujący duet, choć czy uda im się być szczęśliwym? I jeszcze jest wyjątkowo antypatyczny Samuel L. Jackson, który naprawdę wczuł się w rolę ochroniarza Jimmy’ego.

sydney3

Postacie, mocna realizacja oraz klimat to najmocniejsze atuty debiutu Andersona. Następne filmy dopiero potwierdziły jego nieprzeciętny talent i uczyniły z niego jednego z najważniejszych obecnie reżyserów z USA. Ale to temat na dłuższą historię.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz