Klute

Zaginął biznesmen Tom Grunemann. Policja i FBI bezskutecznie próbuje ustalić co się stało z mężczyzną, a jedyną poszlaką jest nieprzyzwoity list napisany przez niego do pewnej call-girl z Nowego Jorku, jednak nie udaje się zdobyć informacji od dziewczyny. Pół roku później, rodzina zaginionego prosi o pomoc przyjaciela – prywatnego detektywa Johna Klute’a.

klute1

Pierwszy głośny film w dorobku Alana J. Pakuli, który otwierał tzw. „trylogię paranoiczną” (następne części to „Syndykat zbrodni” i „Wszyscy ludzie prezydenta”), gdzie paranoja jest tematem wiodącym. Pozornie prosta sprawa (rozwiązanie intrygi pojawia się w zasadzie w połowie filmu, ale o tym wiemy tylko my, widzowie), oczywista wolta zaginięcia staje się pretekstem do przyjrzenia się paranoi pewnej kobiety. I to właśnie ona jest w stanie przykuć uwagę w momencie, gdy znamy sprawcę. Jednak Pakula potrafi zbudować atmosferę osaczenia i klaustrofobii, w czym pomagają mu znakomite zdjęcia zmarłego dzisiaj (tj. 19 maja) Gordona Willisa – utopione wręcz w mroku (pościg Klute’a za podglądaczem z dachu czy finałowa konfrontacja w opuszczonej fabryce) albo stawiające nas w pozycji podglądacza (gdy widzimy zza okna czy z góry, ale gdy widzimy twarze, to można poczuć się dziwnie). Przy okazji jest to tez zderzenie dwóch światów: liberalnego i konserwatywnego, które potrafią jednak znaleźć wspólny język.

klute2

Siła napędową tego filmu jest tak naprawdę fenomenalna Jane Fonda – słusznie nagrodzona Oscarem. Bree wydaje się być wyrachowaną i zimną panną na telefon, która za pieniądze zrobi to, co chcesz. Ale po ta maska kryje się samotna, mająca paranoję na punkcie obserwacji kobieta, silnie trzymająca się potrzebie kontroli nad swoimi poczynaniami. Ale powoli odkrywa swoje kolejne maski – marzenia o aktorstwie, wizyty u psychiatry – ona wszędzie udaje, ale przez poznanie detektywa powoli zaczyna czuć się kobieco, nabiera różnych barw. I to wszystko jest rozegrane bez poczucia fałszu. Wydaje się, że grający tytułową postać Donald Sutherland nie ma tu nic do gadania. Klute wydaje się podręcznikowym detektywem, jeśli chodzi o strój i pozornie jest takim typowym nikim. Może i tak jest, ale jego chłodne oblicze oraz małomówność są naprawdę mocnym atutem. Czasami idzie okrężną drogą, ale jest konsekwentny i nie daje sobie w kasze dmuchać. Nie skrytykuje, jest cierpliwy, wręcz opiekuńczy. Od razu iskrzy między ta dwójką i oboje się świetnie uzupełniają. Warto tez zwrócić uwagę na kreację Roya Scheidera (alfons Frankie) i Charliego Cioffi (Peter Clark, wynajmujący Klute’a), którzy tworzą bardzo mocne tło.

klute3

„Klute” ma jedną poważną wadę: prostą intrygę kryminalną, ale relacja między Bree i Klutem tak rozkręca ten film, że wszystko inne staje się mało ważne. Z całej trylogii, dla mnie najlepsza część.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz