Blues Pills – Blues Pills

Blues_Pills

Ta grupa to dziwna mieszanka narodowa. Jej założycielami są dwaj byli członkowie Radio Moscow – Zack Anderson i Cory Berry (Amerykanie), dołączyła do nich szwedzka wokalista Elin Larsson oraz francuski gitarzysta Dorian Sorriaux. I tak trzy lata temu powstał zespół Blues Pills. Do tej pory wydali dwie EP-ki, jedną płytę koncertową oraz vinyl. W końcu przyszła pora na debiutancki album wydany przez Nuclear Blast.

Jeśli chodzi o brzmienie, to czuć tutaj inspiracje rockiem z lat 60. spod znaku Cream czy Jimiego Hendrixa (widać to po okładce). Więc będzie trochę psychodelicznie, dziwacznie i tajemniczo. I ten klimat słychać już w otwierającym całość singlowym „High Class Woman” – prosta, lekko egzotyczna perkusja oraz surowa gitara z mocnym riffem pod koniec. Riffy są świetne, sekcja rytmiczna zgrana do perfekcji, a wszystko to jeszcze podszyte bluesowymi korzeniami (początek „Ain’t No Change”) oraz przyprawione odrobiną psychodelii („Jupiter” z mocnymi riffami i perkusja, która tworzy szalony trans). Może i zdarzają się momenty spokoju (delikatny początek „Black Smoke” zakończony mocniejszym wejściem gitary i basu, przyśpieszający tempo utworu i zmieniający kompletnie kierunek czy nastrojowe „No Hope Left for Me” z ładnie grająca gitarą), ale to tylko zasłona dymna i cisza przed burzą. Agresywne gitarowe riffy, które wydają się wypadkową Hendrixa oraz Claptona (naprawdę Sorriaux mając zaledwie 20 lat gra jak prawdziwy zawodowiec), początek jest mocno przebojowy (pod tym względem wyróżnia się dynamiczny „Devil Man”), z mocą wyróżniającą ją wśród innych kapel, a im dalej tym równie ciekawie (wystarczy wspomnieć choćby „kosmicznie” brzmiący „Astroplane”).

A to wszystko jest jeszcze fantastycznie zaśpiewane przez Szwedkę. Erin wpasowuje się do każdego utworu, pokazując się zarówno z delikatniejszej strony, jak i tej bardziej agresywnej. Hipiska z krwi i kości, która dopełnia całości.

Wytwórnia Nuclear Blast po raz kolejny (po debiucie Scorpion Child) staje się nowym dostawcą brzmień żywcem przeniesionych z lat 60. oraz 70., czyli chyba najlepszego okresu w historii rocka. Pytanie czym jeszcze błyśnie Blues Pills, bo od teraz zacznę uważnie obserwować tą kapelę. Gdyby Hendrix żył, byłby z nich dumny. I nie tylko on.

8,5/10 + znak jakości

Dodaj komentarz