Kim jest Piotruś Pan? To pytanie retoryczne. Chłopiec, który nie chciał dorosnąć, mieszkał w Nibylandii i walczył z kapitanem Hakiem. A wyobraźmy sobie taką sytuację, że Piotruś Pan dorósł, ma dzieci i mieszka w USA. Poznajcie Petera Banninga – prawnika, który ma dwójkę dzieci. Zaniedbuje trochę syna i ma dobre relacje z córką, ale jest strasznie zapracowany. Ale kiedy jego dzieci zostaną porwane przez kapitana Haka, początkowo Peter traktuje to jak żart, jednak pojawienie się wróżki Dzwoneczka zmusza go do weryfikacji swoich myśli oraz podjęcia konfrontacji z Hakiem. Tylko jak tego dokonać?

Steven Spielberg postanowił zrobić własną wersję historii o Piotrusiu Panie. W zasadzie jest to film przygodowy skierowany do naprawdę szerokiego grona odbiorców. A co tam się dzieje? Poza walką dobra ze złem, jest tutaj jeszcze większa konfrontacja – o rodzinę, odnalezienie w sobie dziecka, co w świecie pełnym pośpiechu i zapracowania jest naprawdę trudne. Ale jak to w baśniach i bajkach bywa – wszyscy dostajemy drugą szansę. Reżyser bardzo sprytnie ogrywa wszelkie chwyty kina przygodowego i klasycznej baśni – Nibylandia wygląda tutaj naprawdę bajkowo, piraci są piratami, czyli obdartymi, trochę brudnymi i nieogolonymi facetami. No i są Zagubieni Chłopcy, czyli nigdy nie dorastające dzieciaki walczące z piratami – niewinne, bawiące się i używający swojej wyobraźni.

Nie mogło też zabraknąć humoru, przeplatanego w scenach akcji jak finałowa konfrontacja z Hakiem, gdzie użyty jest karabin strzelający kurzymi jajami czy podczas pierwszego spotkania Petera z Zagubionymi Chłopcami. Same sceny akcji są poprowadzone z energią oraz naprawdę szybkim tempem, w czym pomaga zarówno świetna praca operatora Deana Cundeya (kontrast między Nibylandią a mroźnym Londynem) jak i kapitalna muzyka Johna Williamsa, które posiadają tą magię potrzebną przy tego typu produkcjach. A sama historia Piotrusia Pana mocno trzyma się i wciąga do samego finału, ciekawe co by na to powiedział James Barrie.

Jednak ten film nie udałby się tak bardzo, gdyby nie fantastyczne kreacje. Zarówno dzieciaki (ze świetnym Dante Biasco jako niepokornym Rufio czy Charliem Korsmo w roli Jacka, syna Petera) jak i ci bardziej doświadczeni aktorzy poradzili sobie bezbłędnie. Ale tak naprawdę film zawłaszczyli sobie dwaj panowie. Robin Williams w roli dorosłego Piotrusia Pana jest po prostu wyborny, a jego dość powolna transformacja oraz odnajdywanie wewnętrznego dziecka jest bardzo przekonująca. A moment, gdy przelatuje nad Nibylandią jest po prostu piękna. Ale kim byłby Piotruś Pan bez kapitana Haka, brawurowo poprowadzonego przez Dustina Hoffmana. Charyzmatyczny, demoniczny, trochę na granicy przerysowania, ale nie popadający ani w przesadę ani w groteskę. Ale jednocześnie jest znużony czekaniem na ostateczną rozgrywkę miedzy sobą a Piotrusiem (próba samobójcza). Drugi plan to zdecydowanie nieodżałowany Bob Hoskins, czyli oddany i trochę komiczny Smee.

„Hook” nie spotkał się z życzliwym przyjęciem krytyków, ale widownia waliła nogami do kin. I znowu udało się Spielbergowi zrobić ocierający się o geniusz film familijny, idealnie skrojony dla wszystkich i jednocześnie z sercem i ciepłem tak charakterystycznym dla tego twórcy.

8/10
Radosław Ostrowski

