
Paryż – miasto, które jest tak znane dzięki zabytkom, turystom oraz… muzyce. Kolejną osoba, które chce nas przekonać o miłości do Paryża jest francuska wokalistka Zaz, która pochodzi z Bordeaux. Znana z dwóch dobrze przyjętych (także przeze mnie) płyt tym razem nagrała pierwszy w swojej karierze cover album.
Album ten składa się z utworów m.in. Maurice’a Chevalier, Edith Piaf, Joe Dassina czy Cole’a Portera, a za produkcję odpowiadał sam Quincy Jones. Nie brakuje tu typowej dla tej pani szybkiego grania z charakterystycznymi instrumentami tego kraju (akordeon i klarnet w „Paris sera toujours Paris”), ale przede wszystkim jest to album jazzowy. Wiec nie mogło zabraknąć tutaj fortepianu (lekko rapowany „Paris canaille” z rytmicznym kontrabasem oraz harmonijką ustną), ale są też skręty w stronę śpiewu a capella („A Paris” z męskimi wokalami) oraz bardziej ulicznego grania (gitara akustyczna, skrzypce), które jest znakiem rozpoznawczym Francuzki. Ale zdarza się usłyszeć bogatsze aranżacje (pachnące troszkę latami 60. nieśmiertelne „Champs Elysées” grane przez jazzband, z mocnymi dęciakami) czy bardziej stonowane (wyciszone „Sous le ciel de Paris” ze smutnym akordeonem oraz delikatną gitara akustyczną, które nabiera przyśpieszeniu). Jest w czym wybierać jak zawsze.
Ale po raz pierwszy pojawiają się duety aż trzy: jazzowe „La Romance De Paris” z Nikki Yanofsky (dęciaki szaleją), zwiewne i lekkie „La romance de Paris” (pięknie jazzująca gitara) oraz nagrany z legendarnym Charlesem Aznavourem „J’aime Paris Au Mois De Mai”. I wszystkie są zrobione bez zarzutu.
Nie do końca jestem fanem cover albumów, ale muszę przyznać, że ten bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Zaz śpiewa bez zarzutu, pozwalając sobie na frazowanie i podśpiewywanie rożnych drobiazgów. „Paris” słucha się znakomicie. Nie wierzycie, to przekonajcie się sami.
8,5/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
