
Dwadzieścia lat temu była „Dziewczyną szamana”, ale potem muzycznie bywało bardzo różnie (z naciskiem na średnio lub słabo). Dzisiaj jest bardziej znana jako trenerka w „The Voice of Poland”, jednak przypomniała sobie, że mam ambicje na coś więcej i nagrała nowy album.
Musze przyznać, że „Anima” mnie mocno zaskoczyła. Mieszanka współczesnych bitów z żywym instrumentarium, tworzy mieszankę piorunującą, co słychać już w otwierającej całość „Terra”. Dalej nie brakuje tutaj dziwacznego eksperymentowania, które już wyło na „XV”, czyli pulsacyjne bity, nie brzmiące w żaden sposób tandetnie (może poza „Kochankami wyspy”), wplecione w to wszystko smyczki i sporadycznie gitara elektryczna. Trip hop w czystej postaci. Poziom całości jest tak zaskakująco wyrównany, że nie jestem w stanie wskazać faworyta. Brzmi to bardzo świeżo, energetyczne, ma to swój klimat, którego nie jestem tak naprawdę z niczym porównać. Zdarzają się zarówno bardziej wyciszone („Wybaczcie mnie złej”), niepozbawione pulsującej energii („Szachmistrz” z „pikającymi” klawiszami na końcu, niepozbawionych elementów orientalnych (gitara w „Pryzmacie”).
Ale na mnie największe wrażenie robi wokal samej Steczkowskiej, który czasami się nakłada, bywa bardzo delikatny i niesamowicie przestrzenny. I co najważniejsze, idealnie współgrający z muzyką. Jak dla mnie cały album jest z braku lepszego słowa kosmiczny. Takiej Justyny to dawno nie było w tak wybornej formie.
8/10
Radosław Ostrowski
