John Carpenter – John Carpenter’s Lost Themes

John_Carpenters_Lost_Themes

Nazwisko John Carpenter jest znane niemal każdemu pasjonatowi kina. Ten uznany reżyser kina klasy B, swoje największe osiągnięcia realizował w latach 70. i 80., tworząc takie kultowe filmy jak „Halloween”, „Coś” czy „Ucieczka z Nowego Jorku”. Carpenter także tworzył muzykę do swoich dzieł, potęgując klimat swoich dzieł. Tym razem wyszedł album zawierający „zaginione tematy” reżysera, a w ciągu tych ponad 40 lat się tego nazbierało.

Utworów jest tylko 9, jednak siłą jest tutaj klimat połączony z melodyjnością oraz mrokiem. Carpentera wsparli tutaj Cody Carpenter (multiinstrumentalista z zespołu Ludrium) oraz Daniel Davies, który współpracował przy tworzeniu muzyki do „Ja, Frankenstein”. Słychać to już w otwierającym całość „Vortex”, gdzie zarówno chwytliwy motyw pianistyczny wspierany przez pulsującą perkusję tworzy atmosferę osaczenia (może przeszkadzać dyskotekowy bit). Dołącza się potem krótko wchodząca gitara elektryczna oraz nawarstwiająca na siebie elektronika w różnym rytmie i tempie (z dziwacznymi wstawkami w tle) – i robi się naprawdę nieprzyjemnie.

Lekko magicznie robi się na początku „Obsidian” za pomocą „dzwoneczków”, jednak tak naprawdę jest to zapowiedź niepokoju, spotęgowana przez mocniejsze ciosy perkusji, niemal pulsującej gitary oraz niepewnego fortepianu. A to dopiero jest pierwsza minuta, gdyż coraz mocniej odzywają się gitary współgrające z pozornie łagodnymi nutami syntezatora. Ale w okolicach 2:20 robi się jak w horrorze – pulsujące, ambientowe tło (jakby bicie), rytmiczna, jednak spokojna gra perkusji oraz monotonne uderzenia fortepianu zapowiadają odrobine przerwy, to jednak zmyłka i nakładające się gitary z dzwonkami zapowiadają gonitwę. I pojawia się wtedy delikatna gra fortepianu oraz dźwięki wody – cisza przed niepokojącą burzą (organy oraz basowa gitara), serwujący prawdziwy, mroczny rollercoaster aż do samego końca.

Bardziej melodyjne jest „Fallen”, gdzie w całości słyszymy nakładające na siebie elektroniczne melodie, ale w połowie wchodzi gitara elektryczna z nakładkami dźwiękowymi. „Domain” balansuje na granicy kiczowatości (wspólne wejścia gitary, organów oraz perkusji), idąc w stronę nawet taneczną (ta perkusja oraz zapętlone klawisze) czy w tajemniczym „Mystery”. Nie brakuje też pełnego, niemal orkiestrowego rozmachu, imitowanego w „Purgatory”.

Więcej nie będę wam zdradzał, gdyż jest to muzyka, która idealnie sprawdziłaby się w kolejnej fabule Carpentera. Jeśli chcielibyście znać inspiracje Trenta Reznora czy Cliffa Martineza, to przesłuchajcie „Lost Themes”. Myślę, ze nie tylko jest to album dla fanów muzyki filmowej.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz