

Album ten wyszedł równo 13 lat temu, jednak nie przeszkodziło to wznowić tego albumu w marcu AD 2015. Można podejrzewać, że doszło do remasteringu dźwięku oraz poprawienia jakości. Drugi album Katarzyny Groniec ostatecznie określił kierunek jej drogi artystycznej, czyli skrętu w stronę piosenki kabaretowej oraz poezji śpiewanej.
Tym razem za produkcję odpowiadał Krzysztof Herdzin, który także dobrał teksty i napisał aranżacje. Klamrą tego albumu, podzielonego na trzy części, są fragmenty utworu „Jaki śmieszny jesteś pod oknem” Ewy Demarczyk. Początek to kompozycje Astora Piazzolli (mistrza współczesnego tanga) – „Libertango” zaczyna czarującym i niemal uwodzącym akordeonem, lekką perkusją oraz smyczkami – zwiewny i czarujący utwór. Lecz „Już nic” to kompletnie inny klimat, choć instrumentarium wydaje się podobne – bardziej mroczne (niepokojące smyczki, delikatna melancholia fortepianu, kontrabas i stonowany akordeon), okraszone ciemnym kolorem błękitu, ożywionym innymi kolorami w środku, zmieniając tempo. „To tango jest” to dynamiczny popis fortepianu, akordeonu oraz samej Groniec – żywiołowej, pełen energii w każdym słowie.
Druga część to są autorskie utwory, sztuk sześć. Klimat jest tutaj troszkę inny, zawiera więcej kolorów. Ten fragment zaczyna urocze „Bez księżyca” z lirycznymi skrzypcami (solówka naprawdę piękna) oraz delikatnością fortepianu oraz gitary. Tytułowy utwór jest bardziej wyciszony (akustyczna gitara), jednak znów fortepian wybija się tworząc spokojny klimat. Nie brakuje też jazzu (trąbka w „Czasem…”), inspiracji klasyką („Samotni nie chodzą do kina” z wstępem przypominającym „W małym kinie” Fogga) czy nawet egzotyki (perkusjonalia w „Bylebym tylko…” czy sitar w „Wierszy księżycowym”).
Trzecia część to piosenki z filmów przedwojennych. Ta część jest chyba najbardziej czarująca i pokazuje bardziej uwodzącą twarz Groniec. Widać to zarówno w swingującym „Sexappill” (cichy głos) czy w „Psotnej Loli” (krótkie solo saksofonu), gdzie słychać temperament femme fatale. Ale francuski akordeon powraca w melancholijnym „Jej rejon to był plac Pigalle”. A na sam finał dostajemy „Już tylko się znamy” – romans rosyjski z tekstem Jonasza Kofty (kwartet smyczkowy i gitara).
Wszystkie teksty pokazują różne oblicza miłości – od doprowadzenia do upadku przez odrzucenie, tęsknotę, melancholię, ubraną jednak w inteligentny sposób. Happy endu niestety nie stwierdzono. W tym świecie Groniec jest bardzo przejmująca, nawet radość jest tutaj podszyta skrywanym smutkiem. Mimo swojego wieku, nadal ta płyta pozostaje pięknym i bogatym albumem. Serdecznie ją polecam i to nie tylko romantykom.
8,5/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
