Simple Minds – Sparkle in the Rain (deluxe edition)

Sparkle_in_the_Rain

O Simple Minds pisałem już przy okazji ich ostatniej płyty. Tym razem jednak postanowiłem sięgnąć po wcześniejszy album z 1984 roku, który został poddany remasteringowi. Co oznacza poprawienie dźwięku oraz dodatkowy krążek. Ale najpierw przesłuchajmy podstawkę.

Za produkcję tego albumu Jima Kerra i spółki odpowiadał Steve Lillywhite, który współpracował wtedy m.in. z Peterem Gabrielem i U2. Grupa już wtedy była zaprawiona, ale była jeszcze rok przed nagraniem swojego wielkiego przeboju („Don’t You Forget About Me”), ale stylistyka grupy – mieszanka synthpopu z rockiem – już wtedy była kojarzona Otwierający całość „Up on the Catwalk” tempem i dynamika przypomina wczesne U2 z mocnymi uderzeniami perkusji (refren) oraz elektronicznymi pasażami i delikatną gitarą. „Book of Brilliant Things” z kolei pachnie Azją (dziwaczna gra gitary elektrycznej), a szybki „Speed Your Love to Me” (perkusja pędzi razem z basem, a łagodne klawisze budują bardziej liryczny klimat) podtrzymuje skojarzenia z kapelą Bono, co też wynika z podobnej barwy głosowej Jima Kerra. Po drodze pojawiają się jednak pewne smaczki (prosty basowy wstęp w „Waterfront” – czy tylko mi troszkę przypomina „Polskę” Kultu?, po którym wchodzą delikatne trąbki). Nie brakuje też bardziej nastrojowych ballad jak stonowane „East at Easter” (ta gitara i te klawisze – oaza spokoju), który w połowie zmienia tempo,  poważniejsze „Street Hassie” z marszową perkusją i podniosłymi klawiszami czy bardziej rockowe „White Hot Day”, a na sam koniec dostajemy instrumentalny „Shake Off the Ghosts”.

Druga płyta zawiera utwory w wersjach singlowych, wydłużonych (m.in. dłuższy perkusyjny wstęp czy większa ilość gitarowych wejść w „Speed Your Love to Me”) oraz 3 wcześniej niepublikowane piosenki. Koncertowy „Hunter and the Hunted” czaruje rozmachem, uroczą gitarą elektryczną i przestrzennymi klawiszami, instrumentalny „Bass Line” zachwycał zarówno prostą linią basu, jak i mocniejszymi solówkami gitary. Podobnie z „A Brass Band in Africa”, który troszkę przypomina „Shake Off the Ghosts”.

Wszyscy tzw. niepoprawni romantycy oraz osoby szukające muzyki troszkę niedzisiejszej, ale mające swoją duszę oraz klimat powinni sięgnąć po „Sparkle in the Rain”. Muzycy są w formie, a dodatki tylko ubarwiają i wydłużają przyjemność ze spędzenia czasu.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz