
To był jeden z najpopularniejszych norweskich zespołów na świecie. Specjaliści od elektronicznego popu zanurzonego w latach 80., czyli trio a-ha pięć lat temu ogłosiło zakończenie działalności. Jednak ciągnie muzyków do studia, więc Morten Harket, gitarzysta Paul Waaktaar-Savoy oraz klawiszowiec Magne Furuholmen dogadali się i wracają z nowym, premierowym materiałem.
Stylistycznie nic się tu nie zmieniło, to w sporej części przyjemny i pogodny elektro pop w stylu new wave. Od strony producenckiej zespół wsparł Alan Tarney, z którym nagrali swoje największe hity z lat 80. – łagodne i przestrzenne klawisze, podobnie grająca gitara oraz bardzo ciepły i romantyczny głos Mortena Harketa. Trzeba czegoś więcej? Dobrych melodii, a ich jest tutaj bardzo wiele. Tytułowy utwór brzmi nieźle (zwłaszcza te smyczki w tle), ale prawdziwą petardą jest singlowy „Under the Makeup” – spokojny fortepian oraz brzmiące z epickim rozmachem smyczki oraz trąbki robią ogromne wrażenie. To mogłaby być nowa piosenka do filmu o Bondzie. A dalej jest bardzo w ich stylu, czyli sporo elektronicznych pasaży zmieszanych z ciepłymi riffami oraz perkusją (elektroniczna perkusja w „The Wake”, pulsujący wstęp „Forest Fire” czy odrobinę podniosły „Objects in the Mirror”). Czasami zdarzy się jakiś mały niewypał (nieprzyjemna perkusja w „Door Ajar” czy bardzo niepokojący początek „Shadow Endeavors”), jednak całość jest na tak równym poziomie, że nie ma mowy o porażce.
Dodatkowo album zawiera dodatkową płytę z sześcioma utworami, w tym remixem „Foot on the Mountain”. Najbardziej spodobał mi się z tego drugiego krążka akustyczny „The End of the Affair”. Kolejny dowód na to, że można zrobić doby popowy album nie idący z duchem współczesnej rąbanki dźwiękowej.
7,5/10
Radosław Ostrowski
