
O warszawskiej prog-rockowej kapeli Riverside opowiadałem pisząc o poprzednim albumie „Shrine of New Generation Slave” nie zmieniły się dwie rzeczy – Mariusz Duda nadal śpiewa po angielsku, a zespół czerpie garściami z klasyki gatunku. Nowy album tylko to potwierdza, ale czy jest dobry?
Już sam tytuł jest intrygujący i początek zapowiada kontynuowanie ścieżki poprzednika – zestaw piosenek zrobionych w charakterystycznym stylu grupy. Mocne Hammondy w tle, prosty bas, do którego dołącza łagodna gitara elektryczna i akustyczna – tak gra „Lost”, ciepła i melancholijna ballada, która w połowie zmienia tempo oraz ostrość, dzięki perkusji oraz psychodelicznym klawiszom, serwującym swoje solówki pod koniec. „Under the Pillow” zaczyna się od prostej i zapętlonej melodii granej przez gitarę, do których dołącza zgrana sekcja rytmiczna oraz Hammondy przypominające troszkę Deep Purple oraz lekko orientalna gitara Piotra Grudzińskiego, skręcająca w stronę hard rocka. Mocne, trzymające za gardło dzieło. „#Addicted” zaczyna się od mało przyjemnego basu, wokół którego gra cała reszta, zmieniając tempo i nastrój (melancholijny refren z przestrzennymi klawiszami oraz ciepłą gitarą), by na samym końcu pojawiła się solówka akustyczna oraz kosmiczne klawisze.
Mechaniczny bas w „Caterpillar and the Barbed Wire”, stanowi tło dla spokojniejszej perkusji oraz pasaży klawiszowca Michała Łapaja. Po drugiej minucie perkusja staje sie bardziej marszowa (w jej rytm grają gitary – to w refrenie). Wtedy następuje wyciszenie, pięknie gra gitara akustyczna, zaatakowana przez mocniejszą elektryczną, a sam koniec dostajemy wspólnie grającą gitarę z klawiszami – coś niesamowitego. Przebojowo zaczyna się najdłuższy „Saturate Me”, gdzie wszystkie instrumenty nakładają na siebie, tworząc mocny kolaż, jakiego nie powstydziłby się Steven Wilson czy metalowe kapele. Wstęp trwa ponad dwie minuty, po czym wszystko się uspokaja, nadając przestrzeni dla klawiszy oraz łkającej gitary. I wtedy Grudziński bardziej skręca swoimi riffami w cięższe rejony, by na końcu uspokoić całość. „Afloat” to kompozycja totalnie cicha, gdzie przewodzi akustyczna gitara oraz towarzyszące po minucie organy. I dostajemy najostrzejszy numer – „Discard Your Fear” z metalicznym basem, dynamiczna perkusją i najbardziej zapętloną gitarą elektryczną na tym albumie, by w finale eksplodować. „Towards the Blue Horizon” zaczyna się od delikatnej gitary akustycznej, by potem dołączyły inne instrumenty (echo wokalu, fortepian, jazzująca perkusja oraz coraz bardziej nakręcająca się gitara elektryczna, zmieniająca się potem w akustyczną). Niemal akustyczny w całości jest „Time Traveller” (poza gitarami słychać tylko bas oraz klawisze, tworzące magię), by pod koniec weszły mocny fortepian oraz gitara, by poruszyć w finałowym „Found”.
Fani zespołu wiedzą, że jest wersja deluxe zawierająca dodatkowe pięć utworów instrumentalnych. Panowie pokazują pełnię swoich umiejętności, a wokal Dudy nadal potrafi ruszyć serce. Riverside nadal potwierdza klasę jako zespół i chociaż koło nie wymyśla od nowa (w rocku progresywnym wszystko już wymyślono), ale nadal brzmi znakomicie. Czyżby mocny kandydat do płyty roku 2015?
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
