Jest rok 1951 i trafiamy do Hickory – małego miasteczka gdzieś w stanie Indiana. Farmy, kościół, domy i szkoła, a w niej lokalna drużyna koszykówki. Niestety, poprzedni trener zmarł i trzeba powołać kogoś nowego na jego miejsce. I tu pojawia się niejaki Norman Dale – niemłody, ale doświadczony trener, który miał dość długą przerwę (ostatnie 10 lat służył w wojsku). Miejscowi jednak nie do końca są przekonani do nowego trenera i powoli liczą na powrót do drużyny gwiazdy drużyny, Jimmy’ego Chitwooda.
Takich filmów sportowych były co najmniej setki w USA, gdyż tam koszykówka jest (obok baseballa i futbolu amerykańskiego) narodowym sportem. Ale kiedy w 1986 roku debiutujący reżyser David Anspaugh (wcześniej pracował dla telewizji) nie widział albo nie interesował się taką tematyką. Wszystko toczy się wokół sprawdzonej i starej formuły: nowy trener, nowe otoczenie i nowe reguły, docieranie się obydwu stron, wreszcie poważne sukcesy oraz walka o mistrzostwo. Skoro znamy reguły tej gry, to dlaczego udaje się reżyserowi nie tylko zaangażować emocjonalnie, ale i trzymać kciuki za chłopaków do samego końca? Może dlatego, że nie próbuje kombinować i na siłę udziwniać, dodając coś więcej.
Twórcy przy okazji decydują się pokazać portret małego miasteczka – Hickery to dziura tak mała, że nie ma jej nawet na mapie. Koszykówka jest rzeczą, która łączy mieszkańców, a zawodnicy są niemal traktowani jak bogowie. Ale sukces w tej dyscyplinie może być pułapką, z powodu silnej presji. Porażka nie zostanie wybaczona i może być wykorzystana przeciwko tobie. bo gdy przyjdzie czas, że nie będzie można grać, co wtedy pozostanie? Życie przeszłością i (do kompletu) alkohol, ewentualnie praca trenera. Cóż innego można w takiej mieścinie zrobić? Te obserwacje oraz poboczne wątki związane zarówno z niektórymi zawodnikami (jeden z nich ma ojca-alkoholika, drugi jest zbyt niski jak na gracza, a największa gwiazda Jimmy zobowiązał się, że już nie wróci do tego) oraz mieszkańcami, początkowo nieufnymi wobec przybysza.
Najważniejsze elementy filmu sportowego, czyli treningi, inspirujące mowy trenera oraz same mecze, są zrealizowane bardzo porządnie i uczciwie wobec odbiorcy. Nie brakuje obowiązkowych spowolnień, dynamicznej muzyki Jerry’ego Goldsmitha, szybkiej pracy kamery i montażu. Wszystko to angażuje i trzyma w napięciu do samego (co z tego, że przewidywalnego) finału, a dialogi oraz scenografia nadają tylko autentyzmu całości.
Tak samo nie można zignorować świetnej obsady. Gene Hackman ma charyzmę oraz klasę, kompletnie przekonując w roli trenera Dale’a. Stosujący niemal wojskowe metody (stepowanie, bieganie linii, odbijanie piłki od ściany do zawodnika itp.), wymaga całkowitego posłuszeństwa i jest bardzo wymagający. Jednak ta postać ma pewną tajemnicę, a jego porywczy temperament wielokrotnie się udziela, w szczególności na meczach, gdy sędziowie sprawiają wrażenie ślepych kretynów. Równie młodzi chłopcy w rolach zawodników są bardzo przekonujący, oddając swoje lęki, budując pewność siebie i stając się pełnokrwistymi graczami, zyskującymi szacunek otoczenia. Ale i tak cały film skradł wspaniały Dennis Hopper. Aktor wciela się w Wilbura „Strzelca” Fletcha – świetnego znawcy koszykówki oraz miejscowego pijaka. Jego oczy i niepewne spojrzenie mówi więcej niż tysiąc słów, a dobitniej widać to w scenach, gdy działa jako asystent trenera. Ta postać wnosi film na wyższy poziom i wzrusza do samego końca, zapadając mocno w pamięci.
David Anspaugh jeszcze parę razy wejdzie na boisko, a debiut mimo lat oraz ogranych schematów pozostaje świeżym i piekielnie dobrym filmem. Wiemy jak to się skończy, ale jest to bardzo poruszający film, dający potężnego kopa.
7,5/10
Radosław Ostrowski