Dream Theater – The Astonishing

DreamTheaterTheAstonishing

Kiedy w latach 90. Metallica złagodniała swoje mocniejsze oblicze, fani ostrego grania czekali na coś, co ich powali. Wtedy zastąpiła ich grająca rocka progresywnego formacja Dream Theater, która jak żadna inna w tym gatunku, nie bała się tworzyć bardziej agresywnego brzmienia. Jednak tym razem jeszcze bardziej zaszaleli, wydając dwupłytowy „The Ashtoning”.

Jest to pierwszy od ponad 15 lat koncept album grupy Jamesa LaBrie i opowiada o dystopijnym świecie, gdzie tylko maszyny mogą tworzyć muzykę. Brzmi intrygująco? Zaczyna się niepokojącym „Descent of the Nomacs”, pełnym elektronicznych eksperymentów, gwałtownych smyczków i dźwięku syreny alarmowej. Dalej jest różnie, ale wytrzymanie dwóch godzin jest zadaniem dla najwytrwalszych fanów zespołu. Dominuje tutaj patos w dawkach większych niż wszystkie filmy Michaela Baya razem wzięte – obecność chóru i orkiestry potęguje to poczucie, a dodatkowym problemem są kompozycje w rodzaju „Dystopian Overture”, gdzie co kilka sekund następuje krótki popis brzmienia: od smyków przez klawisze po gitarę. Od takich rzeczy można dostać bólu głowy. I nawet spokojniejsze fragmenty z dominującym fortepianem czy smyczkami w tle („Act of Faythe”, gdzie wpleciono śmiech dzieci) pozwalają na chwilę oddechu. Podobnie z „Three Days”, które w połowie skręca w stronę jazzu.

Dodatkowo pojawiają się różnego rodzaju wstawki, bo tego inaczej nie da się nazwać – wojskowy, podniosły marsz (początek „Brother, Can You Hear Me?” czy jazda konna w musicalowym „Lord Nafaryus”).

Muzycy są zwartymi i świetnymi warsztatowo specjalistami w swoich dziedzinach (może poza perkusistą brzmiącym zbyt mechanicznie), potrafiąc parę razy zaskoczyć (niepokojący fortepian na początku „A Life Left Behind” czy melancholijny „Ravenskill” z pięknym smyczkiem), a riffy Johna Petrucciego trzymają fason. Nawet wokal LaBriego brzmi cholernie dobrze. I przełamania nastrojów pozytywnie zaskakują (spokojny fortepian na początku skontrastowany z mrokiem i strachem – perkusja i gitara w „A Tempting Offer” czy najbardziej epicki w zestawie „A New Beginning”). Jednak nie jest to w stanie uratować przed znużeniem, wywołanym zarówno długością jak i brzmieniem, sporadycznie rozładowywanym przez takie utwory jak folkowy „Hymn of a Thousend Voices”.

„The Ashtoning” to wyzwanie nawet dla największych fanów zespołu Dream Theater. Dwie godziny muzyki to zadanie, mogące wywołać przerażenie i strach, jednak dla mnie to przerost formy nad treścią. Zbyt patetycznie i poważnie, ale przede wszystkim nudno. Tak się nie robi.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz