
Łona jest uważany za twórcę tzw. inteligentnego rapu – nurtu, w którym ostatnio zabłysnął Taco Hemingway. Jednak mistrz ze Szczecina wraca po pięcioletniej przerwie i przypomina kto jest górą. Razem z producentem Webberem daje swój czwarty, wspólny album.
I „Nawiasem mówiąc” to konsekwentne rozwinięcie stylu Łony, który bawi się skojarzeniami, wznosząc się na wysoki pułap, zmieszanego z odrobinę surowymi bitami Webbera. Otwierający „Hałas!” zaskakuje oszczędnym podkładem elektronicznym z krzykami w refrenie. Tykający „Gdzie tak pięknie?” z nerwowymi klawiszami nadawałoby się nawet do tańca, gdyby nie świetnym tekstem o naszej mentalności. Pulsujący ejtisowskim stylem „Błąd” i „Nie pogadasz” z nawarstwiającym tłem wybijają się rytmicznym tempem, podobnie „Znowu nic”. Pewną zmianę serwuje nam zapętlony walc „Woodstock ’89” z pomysłową opowiastką o spotkaniu z dwoma gośćmi oraz galopujący „Co tak wyje?”, gdzie następuje przyspieszenie, czasem pojawi się fortepian („What I Owe”), dostajemy jakiś dźwięk samochodu („Sprawy wewnętrzne”) czy loopa („Doklej plakat”).
W zasadzie trudno się do czegoś przyczepić, a niektóre teksty są porażające i błyskotliwe („Gdzie tak pięknie?”, „Doklej plakat”, „Znowu nic”), gdzie tematyka jest różnorodna: kryzys twórczy, mentalność Polaków, plakatowe love story. Dzieje się tu wiele, a flow Łony jest fantastyczne – po prostu. I mówiąc bez nawiasu, warto było czekać.
8,5/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
