Michael Kiwanuka – Love & Hate

500x500

Kolejny debiutant sprzed lat postanowił o sobie przypomnieć. To Brytyjczyk Michael Kiwanuka, który objawił się soulowej scenie 4 lata temu swoim akustycznym albumem „Home Again”. Teraz wsparty przez producenta Danger Mouse’a powraca z drugą płytą.

I jest to zupełnie inne dzieło. Skoro na sam początek dostajemy 10-minutowy utwór, to wiedzcie, że coś się dzieje. Wstęp do „Cold Little Heart” to powolne wejścia smyczków, fortepianu i chórku żeńskiego, a nawet harfy oraz charakterystycznej dla Mouse’a gitary. Sam wokalista odzywa się dopiero w połowie piosenki, która zmienia tempo w bardziej gitarowo-soulowe a’la lata 70. W porównaniu z debiutem jest na bogato. Nie brakuje i klaskanych rytmów (singlowy „Black Man In A White World” z potężnym chórem), ale dominuje tutaj estetyka retro. Delikatna gra gitary elektrycznej (poruszające „Falling”), przyjemny i łagodny fortepian („Place I Belong”), wszechobecne wokalizy i smyczki, a także oszczędna perkusja (tytułowy utwór) czy stylowe Hammondy (bujające „One More Night”). Nawet nastrojowe i stonowane ballady jak „I’ll Never Love” czy gitarowe „Rule the World”  brzmią po prostu rozbrajająco. I co z tego, że większość utworów trwa nieco ponad 5 minut?

Kiwanuka ma nadal swój czarujący, chociaż spokojniejszy głos. Sprawdza się zarówno w bardziej romantycznych, spokojniejszych utworach, jak i tych bogato zaaranżowanych, pełnych dynamiki. Idealnie pasuje to do piosenek o miłości i nienawiści. Pięknych piosenek.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz