Destrukcja

Davis jest pozornie zwykłym japiszonem, który kocha swoją pracę, ma piękną zonę, którą kocha. Dość spokojne i uporządkowane życie wywraca się do góry nogami przez wypadek samochodowy. On przechodzi bez żadnego zadrapania, ale żona ginie. I wtedy dochodzi do innego wydarzenia – próbując kupić M&Msy, maszyna z jedzeniem zacina się. Pismo do firmy odbiera pracownica Karen, która wieczora dzwoni do niego. Ona ma chłopaka i rozwydrzonego dzieciaka, zaczynają się spotykać.

destrukcja1

Dziwne to jest kino, choć dotykające ważkiego tematu – żałoby. Jednak zapomnijcie o delikatności i subtelności z „Nie ma mowy!”. Reżyser Jean-Marc Vallee po prostu idzie mocno po bandzie, pozwalając sobie na krótkie ujęcia, dość szybko montowane i przeplatane ze sobą. Dodatkowo jeszcze polane jest to mocno absurdalnym humorem, co wywołuje jeszcze większy rozgardiasz. Zdarzenia przychodzą i odchodzą jak w kalejdoskopie, zmieniając tempo oraz dorzucając kolejne sceny symboliczne (wyrwane drzewo, oddzielenie skarpetek od bielizny czy demolka własnego mieszkania). To wszystko powoduje, że trudno zachować sympatię do bohaterów – niedopasowanych do swoich ról outsiderów z popapranym życiorysem i nie radzącym sobie z niczym. Przechodzimy od sceny do sceny i… ja nie poczułem nic. Absolutne nic. Rozumiem próby łagodzenia pokręconym humorem, by mimo wszystko poczuć się lepiej, ale to kompletnie nie działa.

destrukcja3

Sytuację próbują ratować aktorzy i to częściowo się udaje. Ale czy może być inaczej, jeśli się zatrudnia Jake’a Gyllenhaala? Davis w jego wykonaniu sprawia wrażenie lekko stukniętego – nieogolony, ze słuchawkami na uszach i pustymi oczami. Bredzi od rzeczy i chociaż nie potrafi niczego naprawić, zaczyna brać się za majsterkowanie, a mówiąc wprost, za niszczenie wszystkiego. To ma być taki sympatyczny misio, który przeżywa żałobę, mając wszystko gdzieś i mówiąc to, co naprawdę myśli. Na przykład, że nigdy nie kochał swojej żony i nie zwracał uwagi na wszystko dookoła. partneruje mu Naomi Watts, której dawno (czyli od „Birdmana”) nie widziałem i jest równie pokręcona (jej postać) jak Davis. Samotnie próbuje wychować krnąbrnego i szczerego do bólu syna (fantastyczny Judah Lewis), a przy okazji pali zioło. Nieźle? Zaczyna się tworzą miedzy tą dwójką więź, ale trudna do jednoznacznej oceny – zauroczenie, współczucie, miłość? Wszystkiego trzeba się domyślić (to fajne), ale brakuje nawet poszlaki (nie fajne).

destrukcja2

Trudno mi ocenić „Destrukcję”. Z jednej strony ma mocnych aktorów oraz nietypową formę realizacji, ale z drugiej trudno mi było wejść w skórę naszego bohatera. To, co się z nim działo było mi w zasadzie obojętne, chociaż widać, że coś w nim siedzi. Wielu z was odrzuci dość mocna symbolika i nierówne tempo, podobnie humor. Potwierdza się teza, że aby zbudować coś nowego, trzeba wyburzyć stare.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz