
Żaden inny polski zespół rockowy nie dorobił się reputacji kapeli grającej z dystansem do świata oraz takim poczuciem humoru jak Elektryczne Gitary. Po świętowaniu w zeszłym roku 25-lecia działalności, Kuba Sienkiewicz i spółka wracają z materiałem troszkę innym niż zwykle, bo kontynuującym szlak z płyty „Historia” z 2010 roku.
Czyli jest to opowieść o wydarzeniach z naszej historii, jednak nie do końca potraktowana serio. Zaczyna się od zgrabnej i lekkiej „Nazywam się Mieszko I” opowiadając o początku chrześcijaństwa w naszym kraju oraz dlaczego zdecydował się na chrzest („Powiem jak ktoś już przyznał/Ja nie chcę ale muszę”) oraz odnosi się do obecnej rzeczywistości. Potem jest wręcz marszowa „Jedenasty Listopada 1918”, pachnąca miejskim folklorem, ale jednocześnie są pytania o to, co dalej. I nagle następuje zmiana klimatu, jakbyśmy trafili w średniowiecze, chociaż utwór opowiada o przewrocie majowym („Zamach 1926”), podobnie mrocznie brzmi „Szymon Kobyliński 1942” z wolno grającą perkusją, gitarą oraz wiolonczelą.
Chociaż muzycy opowiadają i o poważnych sprawach, to nie pozwalają sobie na patos czy zgrywę jak w „Pilocie Josefie Frantisku” o polsko-czeskim pilocie, który nie do końca myśli tylko o walce („Nad Anglią bitwa, Londyn się smaży/A ja w dożynki bawię się na plaży”) czy spokojnym, chociaż gorzkim „Zwycięstwo 1945”, opisującym trudny powrót do normalności, tak samo jak „Nikt nie obiecywał” odnoszący się do przeżyć polskich Żydów w trakcie i po wojnie.
Parę razy muzycy zaskakują, jak wprowadzając tango w „Andrzej Panufnik wybrał wolność” o gorzkim losie polskiego kompozytora, idącego po wojnie na emigrację czy idąc w skoczny „Poznań – Czerwiec 1956” z gorzkim opisem stosunków władzy do robotników („I nie będzie byle robol pluł sekretarzowi w twarz/Czy to Poznań czy stolica – bij robola póki czas/Kałasznikow, pała, gaz/Bij robola póki czas”), zakończony werblami.
Mógłbym więcej opowiedzieć o poszczególnych piosenkach, ale powinniście sami przesłuchać „Czasowniki”. Album o przeszłości, ale nie zrobiony na hurra, bez patosu, z lekkością, odrobiną humoru, lecz i refleksją nad tym, co było. Bo pewne sytuacje lubią się powtarzać, zwłaszcza historia.
7,5/10
Radosław Ostrowski
