
Kolejna gwiazda progrockowej muzyki, czyli brytyjski Pineapple Thief działający od 1999 roku pod wodzą Bruce’a Soorda, nagrywający w wytwórni Kscope. Po dwóch latach od poprzednika z krótkimi utworami („Magnolia”) oraz zmianie perkusisty (Dana Osborne’a zastąpił Gavin Harrison z King Crimson), dodają kolejne wydawnictwo, bijące poprzednika na głowę.
Zamiast króciutkich utworków, kompozycje z klimatem, zwłaszcza że wsparli ich m.in. Geoffrey Richardson z Caravan oraz John Helliwet z Supertramp – weterani rocka progresywnego. Otwierający całość „in Exile” zapowiada zmiany – wolne tempo, szybka gra perkusji, melotron, rozmarzony wokal Soorda i piękne smyczki w tle, a pod koniec dostajemy gitarami jak obuchem. Równie akustyczne „No Man’s Land” czaruje spokojem oraz stonowaniem, by pod koniec uderzyć mocniejszymi uderzeniami perkusji oraz ostrymi riffami. Kompletnie zaskakuje soczysty „Tear You Up”, by przejść do melancholijnego „That Shore” (klawisze są bajeczne). Gitary mocniej odzywają się w równie rozmarzonym „Take You Shot”, które troszkę przypomina wczesny Coldplay czy „Fend for Yourself”, gdzie pod koniec cudownie brzmi klarnet.
Najbardziej jednak w pamięci zostaje ponad 9-minutowy „The Final Thing on My Mind”, ale nie zrażajcie się czasem trwania. Kompozycja nie jest mocno rozwleczona, skupiona na jednej melodii. Jest zapętlona gitara, pobrudzone riffy, a w środku jest psychodeliczna jazda smyczków oraz elektrycznej gitary połączona z chórem, by gwałtownie wyciszyć się. Wchodzi wtedy melotron i nawrót do psychodelicznego refrenu.
„Your Wilderness” to album zdecydowanie wybijający się klimatem oraz spójnością, a wsparcie gości pomogło otrzeć się tutaj o wybitność. Słucha się tego z niekłamaną przyjemnością, nie ma poczucia znużenia (a o to w tym gatunku bardzo łatwo), a muzycy grają po prostu cudownie.
9/10 + znak jakości
