
Kolejny muzyk, który ukochał sobie nad życie gitarę. Tym razem padło na Steve’a Gunna – głównie współpracującego z Kurtem Vile mieszkańca Pensylwanii. Wydawał wiele solowych płyt, znanych wąskiemu gronu odbiorców. Czy sytuację zmienią „Eyes on the Lines”?
To delikatne rockowe granie z domieszką folku. Tak można sugerować po otwierającym całość „Ancient Jules”. Bardziej żywiołowe (o ile możemy w przypadku takiej delikatnej muzyki powiedzieć) jest „Full Monty Moon”, którego pozytywna energia rozsadza na łopatki czy wręcz rozmarzony „The Drop”. Nie mówiąc o pięknej gitarze w „Condition Wild” czy niemal akustycznym „Nature Driver”. Problem w tym, że kompozycje zaczynają się coraz bardziej zlewać ze sobą. Nawet riffy gitary stają się bardzo podobne do siebie, ale jest tylko dziewięć piosenek. I co z tego, skoro żadne z nich nie zostaje w pamięci na długo.
Sam Gunn gra bardzo porządnie i delikatnie, jednak nie wbija się mocno w pamięć. Takich riffów były setki, jeśli nie tysiące. „Eyes on the Lines” ma niezły klimat i spoko wokal, ale to jest zdecydowanie za mało. Spłynęło to po mnie jak po kaczce.
4/10
Radosław Ostrowski
