Sausage Party

Wyobraźcie sobie film animowany, którego bohaterami byłoby jedzenie. I to jeszcze dla dorosłych. Bohaterem tego dzieła jest Frank – parówka z supermarketu zakochana w apetycznej bułce zwanej Brendą. Otóż nasze jedzonka wierzą, że jesteśmy ich bogami, a wybranie ich przez nas to trafienie do raju. Jednak nasz Frank ma wątpliwości i wskutek zbiegu okoliczności (a dokładniej karambolu na sklepie oraz krakania musztardy) razem z Brendą wypadają z wózka. I tak zaczyna się jego wędrówka ku prawdzie, gdyż raz zasiane wątpliwości trudno rozwiać. Jakby tego było mało, to pewien mściwy irygator, co mocno oberwał podczas karambolu, chce się zemścić.

sausage_party1

Brzmi absurdalnie i wariacko? Ale realizujący dla Columbii Conrad Vernon (współtwórca wielkich hitów DreamWorks jak „Shrek” i „Madagaskar”) tym razem jedzie ostro i pieprznie. Co tu się odwala? Żarty są sprośne i wulgarne (niemal wszystko obraca się wokół wsadzania bułce, ehm, powiedzmy, że chodzi o miłość), a obrywa się wszystkim: religijnym przywódcom (nie należy denerwować bogów swoimi kosmatymi myślami, bo nie zostaniesz przez nich wybrany), Arabom i Żydom, a także nam, ludziom, którzy „zabijają” jedzenie swoim niepohamowanym apetytem. Tak naprawdę pod tym chamskim i hardkorowym dowcipem twórcy opowiadają o poszukiwaniu swojej własnej tożsamości, walce z przeznaczeniem. Do tego jeszcze dużo przemocy (sceny z gotowaniem i używaniem jedzonek skręcają w stronę niemal kina grozy), seksualnych podtekstów i aluzji, a także odniesień do popkultury. Bo czy można zapomnieć scenę tuż po zderzeniu dwóch wózków i wypadnięciu naszych towarków jakby żywcem wziętej z „Szeregowca Ryana”? Czy sparaliżowanego geniusza zwanego Gumą, który jest miksem Stephena Hawkinga z… Terminatorem?

sausage_party2

Oczywiście jest tych aluzji i odniesień dużo więcej, bo i jest miejsce dla „Gwiezdnych wrót”, „Godzilli” czy Meat Loafa. Zabawa jest przednia, tylko trzeba się przebić przez te bluzgi, seks (finałowa orgietka zostanie w pamięci na długo) oraz przemoc. Sama animacja prezentuje się całkiem przyzwoicie, ale to nie jest w żadnym wypadku poziom Pixara czy DreamWorks. Kreska jest bardzo dosadna, a podkręcona, niemal epicka muzyka znakomicie współgra z ekranowymi wydarzeniami. Mi przeszkadzało zbyt częste przypominanie podtekstów opartych na skojarzeniu parówka (penis)-bułka (szparka), co stawało się męczące. Rozbrajał za to spór między lemeshem a bajglem (taki Woody Allen, tylko bez okularów).

sausage_party4

W naszym kraju nie był to film prezentowany z polskim dubbingiem (i bardzo dobrze), a oryginalne głosy są naprawdę zabójcze. Ale czy mogło być inaczej, jeśli na pokładzie mamy młodą, bezczelną gwardię pokroju Setha Rogena, Kirsten Wiig, Danny’ego McBride’a oraz Michaela Cerę? Oczywiście, że nie. Ale największą niespodzianką dla mnie był wcielający się w bajgla… Edward Norton. Sposób mówienia typowy dla neurotycznego, wystraszonego inteligenta a’la Allen w połączeniu z delikatnym głosem stworzyła mieszankę wybuchową. Chociażby dla tej kreacji oraz Jamesa Franco jako… ćpuna absolutnie warto zobaczyć.

sausage_party3

Takiej ciekawej treści w filmie animowanym nie widziałem od czasu „Kubo”, a takiej brutalności zmieszanej z wulgarnością i erotyką nie pamiętam. Każdy znajdzie dla siebie sporo, a finał zapowiada ciąg dalszy. I jedna mała prośba: za żadne skarby, nigdy, przenigdy nie pozwólcie obejrzeć tego filmu swoim nieletnim dzieciom. Po tym ich świat nigdy nie będzie taki sam. 

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz