The Avalanches – Wildflower

Wildflower_Avalanches_cover_art

Nigdy się nie uważałem za wielkiego fana elektroniki, uważając tą muzykę za sztuczną i mechaniczną, jakby zautomatyzowaną. Ale kolejne spotkania z płytami opartymi na tych dźwiękach zmusiły mnie do weryfikacji tych przekonań. Czy tak też będzie z albumem australijskiego duetu The Avalanches? Tworzą go Robbie Chater oraz James Dela Cruz, zajmujący się muzyką, a każdy utwór śpiewa kto inny. W zeszłym roku wydali swój drugi album po 16 (!!!) latach przerwy.

Czy warto było czekać na „Wildflower”? Po krótkim intrze (sample pełne rocka) dostajemy mieszankę sampli, elektroniki i rapu, co widać mocno w „Because I’m Me”, pachnącym muzyką z lat 60. (smyczki, dęciaki, funkowa gitara), a jednocześnie bawią się samą formą, nagle wyciszając podkład i dając tylko wokal czy wrzucając odgłos zmienianej stacji. I takich mieszanek jest multum: singlowy „Frankie Sinatra” ma w sobie i jazzowy sznyt (fortepian i klarnet) zmieszane z mocniejszym bitem i skreczem, do którego dochodzi jeszcze chórek, podkręcone dźwięki „robotyczne” w „Subways” czy zapętlony funk z lat 70. („Going Home”). Dorzucą jeszcze perkusjonalia (niemal taneczny „If I Was a Folkstar”), przerobione głosy brzmiące jakby to dzieci śpiewały („Colours”) czy odgłosy jedzenia w skocznym, brzmiącym niemal z dziecięcej bajki „The Noisy Eater”. Duet miesza, zaskakuje i podkręca, ciągle dodając coś innego, nieoczywistego.

Problemem dla wielu mogą być krótkie przerywniki między piosenkami, ale stanowią one spójną całość z resztą co słychać w tytułowym utworze. Dla mnie jednak problemem jest to, ze w połowie (czyli od „Live a Lifetime Love”) całość zaczyna tracić tempo, będąc zdominowanym przez przerywniki. Zdarzają się ciekawe strzały jak niemal baśniowy „The Wozard of Iz”, zapętlony „Sunshine” czy finałowy „Saturday Night Inside Out”, to jednak za mało, by nazwać całość więcej niż przyzwoitą.

I więcej z tego chaosu po prostu nie dało się wycisnąć. „Wildflower” z jednej strony pachnie przepięknie, zachwyca, z drugiej wprawia w stan zamulenia. Sami musicie zdecydować, co wolicie.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz