
1987 rok dla muzyki rozrywkowej przyniósł wiele płyt uznawanych za wybitne. Ci, co nie mieli szczęścia ich posłuchać w dniu premiery, gdyż nie było ich na świecie, mają na to szansę, m.in. dzięki remasteringom oraz specjalnym reedycjom. Nie inaczej jest z piątą płytą bardzo popularnego irlandzkiego kwartetu U2 wyprodukowanym przez Daniela Lanois oraz Briana Eno “The Joshua Tree”.
Album ten uważany jest najlepszy w karierze zespołu, co spowodowane było mieszanką chwytliwych melodii, głębokich, refleksyjnych tekstów oraz świetnego zgrania grupy. Już otwierające całość “Where The Streets Have No Name” uderza swoim organowym, niemal sakralnym wstępem, do którego dołącza tnąca gitara Edge’a. Ale reszta ferajny też mocno zaznacza swoją obecność płynnym basem i perkusją, coraz bardziej przyspieszając. Dwa następne utwory (“I Still Haven’t Found What I Looking For” oraz “With or Without You”) to już megahity, grane przez stacje radiowe do dnia dzisiejszego. Mocno psychodeliczny jest “Bullet The Blue Sky” z dziwacznie przesterowaną gitarą (melodię przejmuje bas), mocnymi uderzeniami perkusji oraz Bono niemal krzyczącym I recytującym. Zaskoczeniem jest utrzymany w niemal folkowo-westernowym tonie “Running To Stand Still”, gdzie największą robotę robią klawisze, a “Red Hill Minning Town” czaruje mocniejszymi riffami, z kolei szybkie tempo jest najmocniejszym punktem “In God’s Country”.
Powrót do folkowo-westernowego świata otrzymujemy w “Trip Through Your Wires” z łagodniejszą gitarą oraz harmonijką ustną. Najbardziej przyjemne było dla mnie lekko egzotyczne w brzmieniu “One Hill Tree” z niemal orientalnie “tańczącą” gitarą oraz bardzo kojącymi klawiszami, by na koniec rzucić smyczkami. Tym bardziej zaskakuje minimalistyczny “Exit”, gdzie na początku mamy… cykanie świerszczy. Ale im dalej w las, tym mocniej atakują pozostałe instrumenty (środek to agresywniejsza gitara, a finał to perkusyjne petard)), by na koniec pomieszać pulsująco-chropowatą elektronikę, udającą etniczne instrumenty oraz sample w “Mother of the Disappeared”. Tak się kończy album, który dziwnie się broni świetnymi melodiami, mocno wyczuwalną chemią miedzy członkami grupy oraz porywającym wokalem Bono.
Ale jeśli ciągle wam mało, to wydawnictwo super deluxe edition zawiera jeszcze trzy dodatkowe krążki. Pierwszy to zapis koncertu z Madison Square Garden, który odbył się 28 września 1987 roku. Poza kawałkami ze swojego, wtedy najnowszego wydawnictwa, zagrali również swoje poprzednie hity jak “I Will Follow”, “Sunday Bloody Sunday”, “New Year’s Day” czy “October”. I co ja tu będę więcej opowiadał, U2 to koncertowe zwierzęta, łatwo nawiązujące kontakt z publicznością. Trzeci album to zestaw alternatywnych miksów piosenek dokonany m.in przez Briana Eno, Daniela Lanois, Steve’a Lillywhite’a. A czwarty album to piosenki ze strony B singli oraz odrzuty, w tym dwie kompozycje oparte na wierszu Williama Blake’a (“Beautiful Ghost/Introduction to Songs of Experience”) oraz Allena Ginsberga (“Drunk Chicken/America”).
I to ten materiał jest dodatkową zachętą do zmierzenia się z “Drzewem Jozuego” – kapitalnej, głebokiej, rewelacyjnej płyty pop-rockowej. Poezja.
10/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
