Marshall

Nazwisko Thorgooda Marshalla dla amerykańskiego prawa jest bardzo istotne. Członek organizacji prawniczej walczącej o prawa obywatelskie, reprezentujący czarnoskórych oskarżonych w ważnych procesach, wreszcie w 1967 roku sędzia Sądu Najwyższego USA (pierwszy Afro-Amerykanin). Jednak tak naprawdę skupiamy się na roku 1941 roku, kiedy Marshall był zaangażowanym społecznie adwokatem. Dostaję sprawę w Bridgeport, stan Connecticut, gdzie czarnoskóry mężczyzna zostaje oskarżony o gwałt na białej kobiecie, zaś w sprawie pomaga mu Sam Friedman – specjalista od spraw ubezpieczeniowych.

marshall1

Trend o filmach prezentujących mroczne karty z USA ciągle jest podtrzymywany. Nowy film Reginalda Hudlina wpisuje się w ten nurt, mieszając biografie z dramatem sądowym. Clue całego filmu jest proces sądowy w miejscu oraz czasach, gdy czarnoskórzy byli traktowani jako obywatele „gorszego sortu”. Osobne toalety, osobne miejsca w autobusach, praca służących oraz jawna pogarda i nienawiść. Takich ludzi od razu można oskarżyć, bo „czarni” są zdolni tylko do wszelkiego zła tego świata. Sam reżyser powoli zaczyna serwować kolejne elementy układanki (sprzeczne zeznania, fałszywe zdania), mimo dość przewidywalnego przebiegu. Ale – i to dla mnie największa zaleta – główni bohaterowie dramatu nie są tutaj pokazani według prostego szablonu: biedny, niewinny Murzyn kontra kłamliwa, manipulująca, biała kobieta. Zaczynamy odkrywać kolejne informacje, dochodząc do sedna prawdy. Tylko, czy w tym konserwatywnym stanie jest miejsce na uczciwy, bezstronny wyrok?

marshall2

Hudlin dobrze odtwarza realia epoki i nie chodzi tylko o scenograficzno-kostiumowe detale, ale przede wszystkim mentalność ludzi. Ich nienawiść, wrogość nie tylko do czarnoskórych, ale też do wszelkich innych. Ten, kto nie jest „białym”, nie należy do klubu i kasty, jest niebezpieczny, należy go zastraszyć, pobić, postawić do pionu. To nadal przeraża, a napięcie jest odczuwalne. A w tle przygrywa przyjazna, jazzowa muzyka i jest to bardzo stylowo sfotografowane, bez efekciarskich sztuczek (może poza mową końcową oraz retrospekcjami z dnia zbrodni). Sam przebieg potrafi parę razy zaskoczyć i trzyma do końca.

marshall3

Nie miałoby to jednak swojej siły, gdyby nie świetne aktorstwo. Klasę kolejny raz potwierdza Chadwick Boseman w roli charyzmatycznego prawnika, przekonanego o swoich racjach i nie unikającego otwartej konfrontacji. Chce się go po prostu oglądać. Za to największą niespodziankę sprawił Josh Gad jako mecenas Friedman, który początkowo nie chce się angażować w sprawę, bo to nie jego działka. Z czasem zaczyna się zmieniać w zawodnika ciężkiej ligi, w czym pomaga mu Marshall. Równie wyrazista jest Kate Hudson w roli „ofiary”, pokazując naprawdę duży talent dramatyczny, zaś drugi plan solidnie wspiera Dan Stevens (prokurator), Sterling K. Brown (oskarżony) oraz James Cromwell (sędzia).

Sama historia może nie zaskakuje i bywa przewidywalny, ale „Marshall” potrafi dodać troszkę życia do tego ogranego schematu. Solidne kino z ważkim tematem, unikającym czarno-białego spojrzenia na świat.

7/10 

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz