Cud na 34. ulicy

Czy wierzycie w cuda? Że zdarzają się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć w żaden sensowny, racjonalny sposób? Dzisiaj, kiedy wszystko przyjmujemy w sposób racjonalny, wręcz naukowy, siła wyobraźni czy pewnego rodzaju naiwności wydaje się balastem. Zwłaszcza gdy dotyczy to postaci tak znanej jak św. Mikołaj. Taki prawdziwy, a nie żaden przebieraniec. Co by było, gdyby ta postać pojawiła się w prawdziwym świecie?

O tym postanowił opowiedzieć w 1947 roku George Seaton. Bardziej znana jest u nas wersja z 1994 roku, gdzie główną rolę zagrał Richard Attenborough, choć jest troszkę słabszy. Bohaterem obu jest niejaki Kris Kringle – starszy pan, z bardzo długą brodą oraz laską. Taki człowiek, którego mija się na ulicy i nie rzuca się mocno w oczy. Ale kiedy go poznajemy, chodzi na ulicy przed świąteczną paradą, organizowaną przez jeden z większych sklepów. Kiedy zwraca uwagę, że mający wystąpić w niej Mikołaj jest mocno podchmielony, organizatorka – pani Walker – prosi Kringle’a o zastępstwo. Efekt jest tak imponujący, że mężczyzna zostaje zatrudniony jako Mikołaj w sklepie. I to zaczyna wywoływać zamieszanie u samej pani Walker, jej córce oraz samym Kringle’u, który naprawdę uważa się za św. Mikołaja.

cud na 34 ulicy1

Oglądając film Seatona łatwo można dostrzec kilka rzeczy. i nie chodzi tylko o czarno-białą kolorystykę, ale o wręcz śladową ilość świątecznych dekoracji. Nie ma w ogóle śniegu, jest parada, choinki, zaś w tle jako muzykę wykorzystano „Jingle Bells”. Więc pozornie trudno mówić o świątecznym klimacie, zdominowany przez komercjalizację, szał zakupów oraz troszkę gonieniem za kasą. A czy to powinno się w tym okresie liczyć? Do tego mamy zderzenie Kringle’a z panią Walker oraz jej córką, które bardzo twardo stąpają po ziemi. Dziewczynka jest tak poważna, że wydaje się znać odpowiedzi na wszelkie pytania, a gry oparte na udawaniu uważa za niepoważne i głupie. Wiarę zastępują fakty, a rozum wydaje się panować nad emocjami.

cud na 34 ulicy2

Jeszcze bardziej ten motyw wybrzmiewa w momencie, kiedy Kringle staje przed sądem. Kwestia tego, czy mężczyzna naprawdę jest św. Mikołajem czy nie, ale reprezentowane przez niego wartości. Dbanie o dobro dziecka, empatia, dar wyobraźni – coś, co w dzisiejszym świecie jest rzadkością. Jak się zachowywać w tym zwariowanym świecie? Może odpowiedź wydaje się troszkę naiwna, ale reżyser jest w tej naiwności szczery. Troszkę pod tym względem przypomina Franka Caprę, tworzącego w zbliżonym tonie.

cud na 34 ulicy3

Co sprawia, że mogę uwierzyć w tą historię? Poza dobrze napisanym scenariuszem z paroma ciętymi dialogami oraz bardzo dobrą reżyserią jest to zdecydowanie aktorstwo. Absolutnie rewelacyjny jest Edmund Gwenn w roli Kringle’a, który dobroć ma niejako wypisaną na twarzy. Widać jak ma duży ma wpływ w scenach rozmów z dziećmi czy w duecie z Natalie Wood (Susan). Nie umiem opisać zachwytu nad tą kreacją, bez której ten film rozleciałby się w szwach. Równie udane występy zalicza skontrastowany duet Maureen O’Hara (racjonalna, szczera do bólu Doris Walker)/John Payne (mecenas Fred Gailey) czy dość antypatyczny psychiatra w wykonaniu Portera Halla.

Najbardziej zaskakujący jest fakt, że mimo lat ten „Cud” trzyma się po prostu świetnie. Jest troszkę naiwny, ale jednocześnie ciepły, bez nachalnego serwowania banałów. Jak udało się zachować magię po tylu latach? Sami się przekonajcie i sprawdźcie.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz