„Gwiezdne wojny” – ile emocji wywołuje nadal ta marka, pozostaje dla mnie rzeczą niepojętą. Ostatnimi czasy dominują jednak emocje negatywne wokół tego cyklu. Mocno podzielił wszystkich „Ostatni Jedi”, a i ostatnia część sagi okazała się dla wielu sporym rozczarowaniem. Czyżby Disney nie miał kompletnie pomysłu na franczyzę, mając sobie za cel jak największe wyciśnięcie kasy z fanów? Oraz ciągłe obracanie się wokół znanych z poprzednich części wydarzeń, postaci oraz nostalgii? Przełamaniem tego wizerunku miał być zrealizowany dla (niestety, nieobecnej w Polsce) platformy Disney+. Stworzony i napisany (w sporej części) przez Jona Favreau „The Mandalorian” miał iść w zupełnie innym kierunku, z nowymi postaci oraz klimatem bardziej przypominać westerny czy filmy o samurajach. Czy udało się spełnić założenia?
Akcja serialu toczy się między 6 a 7 częścią „Gwiezdnych wojen” i osadzona jest w bardziej odległych częściach galaktyki. Bohaterem zaś jest tytułowy Mandalorianin – noszący się w pełnym rynsztunku łowca nagród pracujący dla Gildii. Innymi słowy, klasyczny twardziel, co poluje na różnych bandziorów i z tego się utrzymuje. Jednak w obecnych czasach przedstawicieli tej grupy nie ma zbyt wielu, a i zleceń coraz mniej. Innymi słowy, obalenie Imperium nie przyniosło wszystkim wiele korzyści. Jednak nowe zlecenie może zmienić wiele, ale sprawa jest bardzo tajemnicza. Zlecenie jest ustne, klient jest bardzo tajemniczy, a o celu wiadomo tylko, gdzie przebywał ostatnio oraz ile ma lat.
I muszę szczerze przyznać, że „Mandalorian” ma rozmach godny produkcji kinowej. Można odnieść wrażenie, że ktoś podzielił film na odcinki, a następnie wrzucił na mały ekran. Nie brakuje wręcz batalistycznych scen (finał 7 odcinka oraz cały 8), pościgów (Mando na tropie Javów) czy bardzo zaskakujących intryg (odbicie więźnia z kosmicznego statku). I kiedy wydaje nam się, że najważniejsza będzie nitka główna (tajemnicze zlecenie oraz postać, nazwana przez widzów Baby Yodą), twórcy zaczynają nas przenosić po różnych częściach kosmosu, a konstrukcja fabuły staje się epizodyczna. Te fragmenty wydają się dość nierówne (zwłaszcza odcinek 4 i 5), przez co odczuwa się znużenie, mimo krótkiego trwania odcinków (maksymalnie 45 minut). W tym miejscach albo historia jest średnio angażująca (wątek zlecenia na Tattoine), albo kompletnie nudna i po łebkach (obrona wioski przed bandytami jak w „7 wspaniałych”). Z tego grona najbardziej wybija się odcinek z odbiciem więźnia, serwując woltę oraz świetnie trzymając w napięciu aż do samego końca.
Mimo tej nierówności tempa oraz narracji (co może wynikać z udziału kilku reżyserów, m.in. mocno odstającej od reszty Bryce Dallas Howard i Dave’a Filoni), czuć lekko westernowy vibe. Małomówny, tajemniczy protagonista (znakomity Pedro Pascal), którego przeszłość powoli odkrywamy w retrospekcjach, ogromne i różnorodne krajobrazy (od pustyni po wioskę koło wód i lasu). Jest nawet bójka w barze (pierwszy odcinek), zaś otwarty finał sugeruje znacznie ciekawszy drugi sezon.
Równie dobre wrażenie robi aktorstwo, mimo faktu, że o postaciach nie dowiadujemy się zbyt wiele. Pedro Pascal jest absolutnie kapitalny w roli małomównego twardziela, cały czas obecnego w zbroi i masce, przez co emocje były wyczuwalne tylko za pomocą mowy ciała oraz samego głosu. Robi to bez zarzutu, a jego relacja z Baby Yodą to najmocniejszy punkt. Serial samą obecnością kradnie Werner Herzog w roli tajemniczego klienta z bardzo opanowanym, wręcz kojącym głosem oraz pewnością siebie, a także Taika Waititi jako droid IG-88 (momenty, gdy grozi autodestrukcją – perełki). Swoje trzy grosze dorzuca zadziorna Gina Carano (Cara Dune), twardy Carl Weathers (szef Gildii, Greef Carga) oraz świetny Nick Nolte (trzymający się z dala Kuill) czy budzący grozę swoją determinacją Giancarlo Esposito (Moff Gideon).
Pierwszy sezon „Mandaloriana” to obietnica wielkiej przygody. Może jeszcze nie do końca spełniona, zostawia wiele zagadek, ale wygląda bardzo imponująco i okazale. Robi też jedną, istotną rzecz: przywraca nadzieję na odwiedzenie bogatszego świata Gwiezdnych wojen. Moc chyba wracać do Galaktyki.
8/10
Radosław Ostrowski