Noc Walpurgi

Noc z 31 maja na 1 czerwca w mitologii germańskiej była nazywana nocą Walpurgi. Nocą, gdzie budzili się zmarli lub demony. Tej nocy w 1969 roku do Szwajcarii przybywa młody chłopak. Robert jest dziennikarzem, który ma przeprowadzić wywiad z divą operową. Kobieta początkowo ignoruje mężczyznę i odmawia, jednak po pewnym czasie zaprasza do siebie. Rozmowa zaczyna przebieg w dość nietypowym kierunku.

Debiutujący reżyser Marcin Bortkowski chyba naoglądał się psychologicznych dramatów Romana Polańskiego. Inspirując się monodramem Magdaleny Czaus opowiada historię dwojga ludzi oraz prowadzonej między nimi psychologicznej gry. Gry pachnącej erotyzmem, perwersją i tajemnicą. Przeszłość obudzi się w najmniej spodziewanym momencie, maski zaczną się zmieniać niczym rękawiczki i ciężko będzie rozgryźć tą zabawę. Co w niej jest prawdą, kto kogo udaje i jakie są prawdziwe intencje. Znudzona diva z obozową przeszłością oraz młody, blondwłosy chłopak, mogący być jej synem. I noc, gdzie coś wisi w powietrzu, coś erotycznego, perwersyjnego. Walka o dominację, kontrolę miesza się z przeszłością i potrafi to nawet wciągnąć. Tylko trzeba do tego wiele cierpliwości.

Najbardziej przyciągającą rzeczą do tego filmu jest jego realizacja. Od czarno-białych, bardzo stylowych zdjęć oraz szczegółowej scenografii po bardzo elegancką muzykę. Nawet dialogi, choć miejscami mogą wydawać się pretensjonalne, brzmią nie najgorzej. Reżyser potrafi się też pobawić formą (jedna scena stylizowana na kino nieme czy scena zbliżenia rozgrania w półmroku) i jest to świetnie zagrane przez duet Małgorzata Zajączkowska (to jej najlepsza kreacja w karierze)/Philippe Tłokiński. Choć muszę przyznać, że to Zajączkowska magnetyzuje całą siłą i fascynuje.

Ale czegoś mi tutaj zabrakło i nie porwało mnie. Niby jest tu wszystko na miejscu, jednak emocje wydają się być takie letnie i oglądałem na zimno. Niemniej Zajączkowska jest na tyle wyrazista, że dzięki niej nie da się zapomnieć tego debiutu.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz