Ikar. Legenda Mietka Kosza

Lubicie jazz? Ja czasami skręcam w rewiry tej muzyki i paru muzyków znam. Ale nigdy nie słyszałem o Mietku Koszu. Nic dziwnego, ten pianista tworzył na przełomie lat 60 i 70 oraz zmarł w bardzo młodym wieku. Dorobek też był skromniutki, więc pojawia się pytanie: czy warto tworzyć film o takiej postaci? Reżyser Maciej Pieprzyca odpowiedział na to pytanie pozytywnie. Jaki jest finalny efekt? Po takim filmowcu należało liczyć na coś więcej.

Kosz niemal od dziecka był niewidomy, co mocno go napiętnowało. I właśnie wtedy, ucząc się w ośrodku w Laszkach pojawiła się nowa pasja: muzyka. A dokładnie gra na fortepianie. Była nauka w konserwatorium muzycznym, wreszcie usłyszenie płyty Billa Evansa, która ukształtowała jego styl. Czyli improwizacyjna muzyka jazzowa, najpierw w trio, a potem solo.

Pozornie wszystko wydaje się być tu na miejscu, bo jest historia, jest fantastyczna muzyka oraz bardzo przekonująco odtworzone realia czasów przełomu Gomułki i Gierka. Scenografia oraz kostiumy są zrobione na wysokim poziomie. Tak samo jak montaż w scenach, gdzie widzimy działające zmysły naszego bohatera. To naprawdę działa. Ale jednak jest pewien zgrzyt, bo jako całość „Ikar” nie porywa. Motywy są tutaj znajome: muzyk z problemami osiąga sukces artystyczny oraz rozpoznawalność, co odbija się na jego życiu prywatnym. Wielkie ego i woda sodowa uderza do łba, wszystkich zaczyna traktować z góry i odnosi moralny upadek. Takich historii było setki, a nawet tysiące, więc schemat zbyt dobrze znałem. Co gorsza, wiele wątków (w tym także kariery muzycznej) jest spłaszczone, pozbawione głębi i strasznie chaotyczne. Narracja się miesza, przeszłość z teraźniejszością wchodzą sobie w drogę, co jeszcze bardziej mnie dezorientowało. I kompletnie nie poznałem bohatera, nie wszedłem w jego głowę, a w tym portrecie czegoś brakuje.

Sytuację częściowo ratuje tylko strona muzyczna oraz sceny, kiedy Kosz (fantastyczny Dawid Ogrodnik) gra albo próbuje tworzyć swoją muzykę. Kiedy on gra, film się wręcz unosi i potrafi zaczarować. I nawet jak jest kilka mocnych oraz ciekawych ról (choćby Justyna Wasilewska czy drobny epizod Mai Komorowskiej), jednak to dla było za mało. Bo reżyser i scenarzysta w jednej osobie zachował się jak dziecko we mgle, skupiając się na niezbyt ciekawych drobiazgach oraz sięgając po ograne schematy. I przez to „Ikar” okazuje się pozbawionym duszy nielotem, który przynudza.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz