Prezent pod choinkę

Są takie świąteczne klasyki, które w USA osiągnęły status kultowych dzieł, ale u nas nie należą do zbyt znanych. Takim dziełem jest nakręcony w 1983 roku film „Prezent pod choinkę” w reżyserii Bob Clarka. Nietypowa produkcja zważywszy na filmografię Kanadyjczyka, kojarzonego głównie z horrorami.

prezent pod choinke1

Akcja osadzona jest gdzieś w latach 40., może 50. w małym miasteczku. Wszystko widzimy z perspektywy Ralphie’ego (Peter Billingsby), który mieszka z rodzicami oraz młodszym bratem. Chłopiec marzy o jednym prezencie na święta – karabinku Red Ridera. Ale czy nie jest on troszkę za młody na taką zabawkę? Nie ma to dla niego znaczenia, bo już zaczyna działać. Jak? Choćby podrzucając rodzicom do ich gazet reklamy broni czy próbując to powiedzieć w subtelny sposób. Wszystko jednak wydaje się działać przeciwko niemu – matka jest przeciwko, nauczycielka prosząca o wypracowanie nt. Prezentu na Święta, a nawet sam św. Mikołaj. I co zrobić w tej sytuacji?

prezent pod choinke2

Sam film w zasadzie jest wspomnieniami naszego bohatera, opowiadanymi z narracją z offu już przez dorosłego. Więc jest bardzo nostalgicznie, bardziej skupiając się na różnych scenkach związanych albo ze szkołą, albo z przygotowaniami do Świąt. Czyli mamy zakup choinki, dekorowanie jej czy nawet wygraną z krzyżówki. Humoru jest zaskakująco dużo: od prostych gagów (zakład o to, czy jeden z chłopaków dotknie językiem zamarzniętego słupa czy naprawy psującego się pieca) aż po różne fantazje bohatera (że oślepnie od mydła w ustach po zachwyt nauczycielki nad wypracowaniem). Sama narracja też nie jest pozbawiona humoru, pokazując sposób myślenia dziecka. Z jednej strony obsesję na punkcie prezentu, ale też obaw, lęków, ekscytacji, rozgoryczenia czy wściekłości. To ostatnie najmocniej pokazuje scena, kiedy Ralphie konfrontuje się z miejscowym łobuzem.

prezent pod choinke3

Reżyser portretuje tą historię z dużą czułością, przypominając i próbując obudzić w każdym z nas dziecko. To wewnętrzne dziecko, czekające na ten dzień z wielką radością oraz ekscytacją zmieszaną z obawami. Nawet jeśli nie wszystko poszło jak trzeba, bo do domu wlazły psy sąsiadów i zjadły dania ze stołu, to nie miało w ostatecznym rachunku takiego znaczenia. Chociaż z dzisiejszej perspektywy taki prezent jest dyskusyjny. Sam film pozostaje pełnym uroku, bez popadania w skrajny sentymentalizm. Aż przypominają się obrazki z własnych świąt czasów młodości i to chyba jest spora zaleta.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz