Supersiostry

Polscy filmowcy postanowili przestać się wstydzić robienia kina gatunkowego i zaczynają mierzyć się z konwencjami mniej znanymi lub nie tworzymy w ogóle. Horrory, kino akcji, produkcje familijne czy nawet western zawitał do naszego podwórka. Teraz reżyser Maciej Barczewski postanowił podbić stawkę i zrobić „pierwszy polski film superbohaterski”. Przynajmniej od bardzo dawna. Czy warto było czekać? Czy technicznie będzie przynajmniej przyzwoicie, a efekty specjalne lepsze niż w niesławnym „Wiedźminie”? Na jedno z tych odpowiedź będzie pozytywna.

supersiostry1

Akcja toczy się w roku 1990, w odrodzonej, post-komunistycznej Polsce, a dokładniej w jakimś zadupiu. Tutaj mieszka Ala (Katarzyna Gałązka) razem z ojcem, nauczycielem fizyki (Grzegorz Damięcki). Na pierwszy rzut oka to nastolatka jakich wiele, co chodzi do szkoły, słucha walkmana, nosi warkoczyki. Jest jednak jedna rzecz, wyróżniająca ją z tłumu: potrafi podnosić przedmioty siłą woli, nawet traktory. Dlatego musi się ukrywać po takim incydencie, ścigani przez grupę wojskowych, co chcą przeprowadzać na niej eksperymenty. Jej „ojciec” zostaje zabity, a dziewczynie towarzyszy zafascynowany komiksami „Dżester” (debiutujący Tymoteusz Frączek). Ala odkrywa, że ma siostrę, próbującą się z nią skontaktować. Nie bez kłopotów udaje się naszej parze poznać starszą Lenę (Karolina Bruchnicka) – panującą nad prądem dziewczynę na wózku inwalidzkim. Ta próbuje być mentorką dla młodszej siostry, by pomóc kontrolować jej umiejętności, a następnie zemścić się na pułkowniku (Marek Kalita).

supersiostry4

Na papierze brzmi to całkiem nieźle, nawet jeśli zbyt znajomo: ukrywanie się, poznawanie prawdy, pojawienie się mentora/ki, poznawanie swoich mocy, wreszcie konfrontacja. Po drodze jeszcze ówczesny geek/potencjalny chłopak, różne twisty i przewrotki. A wszystko mocno (zbyt mocno) ociera się gdzieś o estetykę… „Stranger Things”. Tylko, że tutaj nie działa to tak bardzo jak powinno. Dialogi oscylują między głębią a’la Paolo Coehlo (sceny nauki panowania nad mocami) a ciarkami żenady i jeszcze jest to tak poważne, że aż brzmi to śmiesznie. O takich idiotyzmach jak ukrywanie się na polu kukurydzy (a to skąd??) czy rozczarowującym finale nawet nie chcę mówić.

supersiostry3

Czy jest tu coś wartego uwagi? W sumie, ładne są zdjęcia, świetna jest muzyka Bartosza Chajdeckiego, która pasowałaby do hollywoodzkiego blockbustera z lat 90. (pełnoorkiestrowe brzmienie) oraz porządne efekty specjalne, stworzone w… Czechach. Za to aktorsko jest, cóż, nie za dobrze. Antagoniści są albo przerysowani (bardzo teatralny Kalita, który nawet się sprawdza), albo kompletnie niewykorzystani (Mateusz Kościukiewicz, co raptem ma 3 sceny i mówi parę zdań). Równie zmarnowany jest Grzegorz Damięcki w roli „ojca”, który dość szybko wypada z tej hecy. A jako sobie poradziły Gałązka i Bruchnicka? Z tą pierwszą problem mam taki, że… wygląda za staro na nastolatkę, nawet z warkoczami, brzmi sztucznie i nie zapada za bardzo w pamięć. Za to Bruchnicka wypada dużo lepiej, mając sporo charyzmy oraz o wiele większe pole do popisu (poza serwowaniem „paolocoehlizmów”), szczególnie blisko końca.

supersiostry2

To nie jest tak, że nie należy naszego kinowego krajobrazu ubarwić, zwłaszcza w kwestii kina gatunkowego. No bo ile można oglądać kolejną tzw. komedię romantyczną, co nie jest ani komedią, ani romansem czy „błyskotliwie zabawnymi” komediami. Niestety, nie każda próba jest tak udana jak „Kos” czy „Niebezpieczni dżentelmeni”. „Suspersiostry” mogły być całkiem niezłym filmem superbohaterskim/komiksowym, gdyby twórcy zrobili coś więcej niż bezmyślnym kopiowaniem znanych schematów tego nurtu. Niby jest otwarta furtka na sequel, lecz nie sądzę, by to wystarczyło na danie drugiej szansy.

4/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz