Był kiedyś taki czas, że filmy Roberta Zemeckisa były dla mnie sporym wydarzeniem. Żaden inny reżyser nie był tak blisko bycia drugim Stevenem Spielbergiem, który potrafił zarówno zaangażować emocjonalnie oraz zachwycić kolejnymi technologicznymi sztuczkami. Ostatnimi czasy jednak twórca „Powrotu do przyszłości” za bardziej się skupia na aspekcie technologicznym, gdzie postacie oraz emocje zanikają. Czy tak będzie w przypadku adaptacji komiksu Richarda McGuire’a?

Sam pomysł jest prosty i frapujący – kamera cały czas stoi w jednym miejscu, zaś akcja toczy się na przestrzeni kilku milionów lat. Czyli od czasów prehistorycznych, gdy nie było jeszcze Amerykanów przez XVIII wiek z nieślubnym synem Benjamina Franklina aż do czasów dzisiejszych i czarnoskórą rodziną. Choć większość czasu spędzimy wokół Richarda (Tom Hanks) oraz przyszłej żony Margaret (Robin Wright) – z radościami i smutkami.

Cała sztuczka polega na tym, że te historyjki są a) poszatkowane chronologicznie, b) dzieją się równolegle. Jak to możliwe? Za pomocą pojawiających się okienek niczym w komiksowych kadrach, które zostają ożywione na naszych oczach. Jest to jednocześnie siła i słabość „Here”. Z jednej strony trudno nie oderwać oczu od tych dziejących się rzeczy, ale z drugiej nie wszystkie wątki są aż tak angażujące. Przeplatanie się czasów zaczyna wywoływać dezorientację, próbując sobie przypomnieć kto jest kim oraz KIEDY jesteśmy. Niczym oglądanie rozbitych kawałków zwierciadeł i próba sklejenia ich. Gdy jesteśmy bliżej Richarda oraz jego familii (szczególnie rodziców granych przez Paula Bettany i Kelly Reilly), tym bardziej byłem zaangażowany. Są tu drobne perełki i piękne sceny (scena ślubu, urodziny czy ostatnie spojrzenie na dom przed sprzedażą), odmłodzeni komputerowo Hanks z Wright wyglądają naprawdę dobrze, zaś scenografia świetnie pomaga wejść w epoki.

Zemeckis w „Here” nadal próbuje znaleźć tą równowagę, która wyróżniała jego najlepsze filmy. Niemniej udało się zrobić co najmniej interesujący, choć nie wykorzystujący w pełni swojego potencjału dzieło. Dobrze zagrane, z niezłymi dialogami oraz solidną realizacją.
6/10
Radosław Ostrowski
