Horror w Wesołych Bagniskach

Rok 1923, czyli już po wojnie polsko-bolszewickiej. Tytułowe Wesołe Bagnisko to dworek znajdujący się gdzieś na wschodzie Polski, otoczony wielkimi bagnami, gdzie wejść (i wyjść) można za pomocą dużej kładki. Tutaj podczas wizyty Sowietów doszło do tragedii. Pani dworu oraz jej zięć obwiniają o wszystko niejakiego Jerzego Wawickiego. Mężczyzna dostaje zaproszenie do dworu nie wiedząc, że jest to zastawiona pułapka.

To jeden z mniej znanych filmów w dorobku Andrzeja Barańskiego, który znany był z portretowania życia na prowincji. Ale adaptacja powieści Michała Choromańskiego to mieszanka tajemnicy, thrillera oraz groteskowego poczucia humoru. Nie jest też stricte horrorem, choć atmosfera niepokoju oraz mroczna tajemnica potrafi czasem złapać za gardło. Co tak naprawdę stało się we dworze? Jaką rolę miał w tym wszystkim Wawicki? I czy zapach bagien naprawdę wywołuje kiłę?

Reżyser powoli odkrywa całą układankę, pozwalając działać dość ekscentrycznym i pokręconym bohaterom. Od księdza proboszcza lubiącego miód (cudny Roman Kłosowski) oraz jego siostrzeńca, badającego gaz bagienny (solidny Grzegorz Damięcki) przez lubiącego wypić, melancholijnego dziedzica (rozbrajający Krzysztof Kowalewski), demoniczną, twardą teściową (kradnąca cały film Nina Andrycz) po przebywającego na dworze komisarza NKWD (straszno-śmieszny Alosza Awdiejew) oraz bardziej eleganckiego, światowego Wawickiego (świetny Jan Frycz). Wszyscy grają bardzo teatralnie, lecz idealnie pasuje do tej wariackiej, groteskowej konwencji.

Ale „Horror w Wesołych Bagniskach” nie jest stricte horrorem, choć ma wiele elementów tego typu kina. Od plastycznych zdjęć Dariusza Kuca z bardzo szerokimi plenerami i retrospekcjami w kolorze żółci po nerwowo-smyczkową muzykę Henryka Kuźniaka – nastrój działa bardzo. Tylko, że pod tym wszystkim skrywają się losy ludzi nieszczęśliwych, samotnych oraz zbyt pokręconych, by traktować ten film całkiem poważnie. Być może dlatego tak mało się o nim mówi, bo był zbyt zakręcony oraz doprowadzony do granicy przesady. Nie brakuje w nim przewrotek oraz zaskoczeń, zaś ostatecznie rozwiązanie w pełni satysfakcjonuje.

Tytuł nie oddaje w pełni charakteru, bo to bardziej groteskowy thriller ze zbyt barwnymi postaciami, by uznać za konwencjonalny film. Barański niby idzie w znane środowisko, ale w zupełnie innym tonie. Intrygujące, choć zapomniane dzieło.

7/10

Radosław Ostrowski

Księstwo

Zbyszek jest młodym chłopakiem, który próbuje wyrwać się ze swojej wsi. Jego ojciec (mocno pijący) wmawia mu, że jest potomkiem książęcego rodu, który zszedł na psy. Wszelkie zaś próby (piłka nożna, studia) kończą się porażką. Po zawaleniu studiów, chłopak wraca na wieś, gdzie matka sama prowadzi gospodarstwo.

Andrzej Barański to reżyser, który znany był z przedstawiania prowincji. Tym razem postanowił przenieść na ekran powieści Zbigniewa Masternaka pokazując losy chłopaka zawieszonego między dwoma światami – miastem i wsią. Próba awansu społecznego, która kończy się wykorzenieniem i porażką, gdyż do żadnego ze światów bohater nie pasuje, ale przy okazji podpatrujemy rzeczywistość, która nie jest kolorowa. Utrzymane w czarno-białej stylistyce zdjęcia pokazują wieś nie tylko pełną uprzedzeń (Matka Boska na wierzbie), ale też w sposób niepozbawiony mocnych scen (atak na mieszkańców innej wsi na dyskotece czy usypianie wszystkich psów), co jednak powoduje pojawienie się dłużyzn i porzucenie bohatera kosztem drugiego planu, gdzie nie brakuje ludzi przegranych (mieszkańcy wsi) czy próbujących odmienić swój los (dawna dziewczyna Zbyszka). Wszystko to jest gorzkie i smutne, a mimo tych dłużyzn film ciekawi i dobrze się ogląda.

ksiestwo1

W dodatku jest on całkiem przyzwoicie zagrany. Grający główną rolę Rafał Zawierucha radzi sobie nieźle jako zagubiony chłopak, którego próby wyrwania się z wiejskiego kręgu kończą się porażką. Więcej wnioskujemy z tego co mówi (a mówi trochę więcej niż powinien), ale to nie przeszkadza. Poza nim jest dość bogaty drugi plan, z którego wybijają się Aldona Jankowska i Michał Anioł (rodzice Zbyszka) oraz Henryk Gołębiewski (Dżony).

Może „Księstwo” nie jest idealnym filmem czy najlepszą produkcją w dorobku Barańskiego, ale realizm wsi powoduje, że jest to interesująca pozycja.

6,5/10

Radosław Ostrowski