Pod koniec roku 2022 zmarł Pele – uważany za jednego z największych piłkarzy jakich kiedykolwiek widziała Ziemia. Każdy fan piłki nożnej zna to imię, nawet jeśli nie oglądał jego meczy. Pojawiło się parę filmów tym Brazylijczyku, a najświeższym był dokument od Netflixa z roku 2021.
Tytuł skupia się na sportowej karierze piłkarza zarówno w reprezentacji (powołanie dostał w wieku 17 lat), jak i w klubie Santos. Niby jest to klasyczna forma, czyli „gadające głowy” zmieszane z materiałami archiwalnymi. Wszystko tak naprawdę jednak zależy od dwóch rzeczy: selekcji materiału oraz tego jak „głęboko” udaje się twórcom dokopać do tematu. Wypowiada się nie tylko sam Pele, co jest największym źródłem informacji, ale też koledzy z drużyny i reprezentacji, dziennikarze oraz paru polityków. Wszystko, by nie tylko stworzyć portret niezwykłego człowieka, ale także osadzić go w szerszym kontekście historii kraju. Kraju funkcjonującego od niedawna (Brazylia niepodległa się stała w 1822 roku, a jako republika funkcjonuje od 1889), nie będącego jeszcze potęgą piłkarską. Przynajmniej w 1940 roku, gdy Edson Arantes do Nascimento (tak się naprawdę nazywał Pele) przyszedł na świat.

Sam początek pokazuje, że będziemy mieli huśtawkę. Parominutowy kalejdoskop, gdzie materiały czarno-białe i kolorowe mieszają się ze sobą. Chwile na boisku, prywatne, jak i obrazy brutalnie demonstrowanej manifestacji. Chwila, co? Ciężko to na początku ogarnąć, ale potem wszystko się zaczyna układać w intrygujący portret bardzo utalentowanego piłkarza, który chciał tylko robić to, co kochał. Na boisku walczący, nawet jeśli (w dalszym etapie kariery) szybko faulowany i neutralizowany – dwukrotnie kontuzjowany po drugim meczu na mundialu. Szukający okazji do strzału z każdej niemal pozycji, wspierający swoją drużynę i sprawiający wrażenie człowieka ułożonego. Jednak czującego presję i odpowiedzialność podczas Mistrzostw Świata. Widać jak duży wpływ miały zwycięstwa oraz popisy piłkarza na samych Brazylijczyków, którzy – będąc faworytami na Mundialu w 1950 roku przegrali w finale z Urugwajem – mierzyli się z „kompleksem kundelka”. Poczuciem niższości, zmieniającym się po wygranej w 1958, gdzie 17-letni Pele dokonywał szalonych rajdów i zdobywał piękne bramki.

Poza boiskiem jednak bywało niezbyt różowo i nie chodzi nawet o wielkie zainteresowanie jakie wywoływał samą obecnością, gdzie media rzucały się na niego czy o reklamowanie niemal wszystkiego. Chodziło o ten etap kariery (1964-71), który toczył się jak władzę miała w rękach wojskowa dyktatura, stosująca terror i mająca niemal władzę absolutną. I dlaczego wtedy zawodnik nie opowiedział się przeciwko reżimowi, co wielu mu potem zarzucało. Bo mógł wykorzystać swoją charyzmę do porwania tłumu przeciw wojsku, ale czy to by naprawdę rozwiązało problem? Tego nie dowiemy się nigdy.

Więcej wam nie zdradzę, jedno jednak mogę powiedzieć: absolutnie warto obejrzeć „Pelego”. To świetnie zrobiony dokument, który nie jest ani słodzeniem i (tylko) wychwalaniem pod niebiosa, lecz pokazaniem tego sportowca jako człowieka. To, że nie skupia się na życiu po sporcie wydaje się drobną rysą. Wciągający, ze świetnie użytymi archiwaliami oraz ciekawymi rozmówcami.
8/10
Radosław Ostrowski











