Adwokat

Tytułowy adwokat ma wszystko to, o czym zwykły śmiertelnik może sobie pomarzyć: kupa szmalu, piękne garnitury, piękna kobieta. Ale pod tym pięknym obrazkiem czai się facet z długami, a wierzyciele nie są zbyt cierpliwi. Prawnik wpada na pomysł wyjścia z kłopotów, czyli zrobienie małej kradzieży. Małej w sensie 20 milionów dolarów od kartelu, jednak coś poszło nie tak i zarówno mecenas, jak i wszyscy zamieszani w sprawę (właściciel nocnego klubu Reiner, pośrednik Westrey) mogą za to zapłacić.

adwokat11

Krążą plotki, że „Adwokat” to najgorszy film Ridleya Scotta. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić filmu gorszego od „Prometeusza”, brzmiało to jak czysta fantastyka. A kooperacja ze scenariuszem autorstwa Cormaca McCarthy’ego brzmiała elektryzująco. I wiecie, co zagrało? Niewiele. Historia jest bardzo szczątkowa i niby gdzieś toczy się gdzieś w tle, ale prowadzone jest to w tak hermetycznie i niezrozumiałe, że trudno się to ogląda. Niby jest to miks czarnego kryminału z westernowymi plenerami oraz pełna filozoficznych refleksji na temat zbrodni, winy, kary i konsekwencji. Słowo niestrawny wydaje się najbardziej odpowiednim – każdy z bohaterów tutaj filozofuje, prowadzi „głębokie” dialogi w stylu, że „Prawda nie ma żadnej temperatury” i że „Każde działanie wywołuje konsekwencje”. Jeśli ciśnie wam się słowo bełkot i pretensjonalność, to jest to trafne stwierdzenie, odwracające uwagę od intrygi. Mamy jeszcze bardzo ślamazarne tempo, przeskoki z postaci na postać oraz kompletnie słabą reżyserię.

adwokat3

Wyjątkiem są tutaj całkiem niezłe zdjęcia Dariusza Wolskiego oraz klimatyczna, lekko westernowa muzyka Daniela Pembertona, który wypłynął dzięki temu tytułowi. I dwie sceny są tutaj świetne: przygotowanie do zabicia kuriera z dekapitacją w tle oraz niezapomniany seks Maliki z… samochodem. Tego nie powstydziłby się sam David Cronenberg w „Crashu”. I jeszcze strzelanina na pustkowiu z kartelem przebranym za policjantów. Oraz odrobina humoru, tylko trzeba to wyłuskać.

adwokat4

Pod względem aktorskim jest… nienajlepiej. Zawodzą praktycznie wszyscy: Michael Fassbender elegancko wygląda, bez względu na to, co nosi na sobie, ale cierpi niemiłosiernie. Nie ma tak naprawdę specjalnie grać. Podobnie pięknie wyglądająca Penelope Cruz jako słodka idiotka oraz Javier Bardem z „postrzeloną” fryzurą jako Reiner. Jedynie wyróżniają się dwie postacie: wyluzowany i zdystansowany Westray (wyglądający bardziej jak Mickey Rourke Brad Pitt) oraz wspinająca się na wyżyny możliwości Cameron Diaz jako chłodna i bezwzględna Malkina.

adwokat21

Musiałem sam się przekonać, co jest prawdą w kwestii „Adwokata” i niestety, to najgorszy film Ridleya Scotta. Reżyser nie panuje nad materiałem, aktorami i realizacją, psując wszystko, co tylko się dało, a aktorzy zwyczajnie męczą się i są tacy poważni, że aż robi się to niestrawne. „Adwokat” powinien zostać zakopany, zniszczony, spalony i wymazany ze świadomości wszystkich widzów.

4/10

Radosław Ostrowski

Big Short

Rok 2008 był strasznym rokiem dla Ameryki, gdyż wtedy eksplodował największy kryzys ekonomiczny, który zdemolował gospodarkę na całym świecie. I wszyscy zastanawiali się jak do tego doszło i czy można było to powstrzymać. Otóż w roku 2005 dr Michael Burry odkrył pierwsze objawy, sprawdzając zwyczajnie dane dotyczące wszystkich kredytów hipotecznych, proponując zabezpieczenie dla banków. Ale żaden nie zainteresował się tym, jednak pewien trader z Deutsche Bank – Jared Vennett postanowił zrobić na tym interes. I nie tylko on.

big_short3

Zrealizowanie filmu z ekonomią w tle jest zawsze zadaniem karkołomnym, by nie rzec niebezpiecznym. Ale specjalizujący się w realizacji komedii Adam McKay nie wystraszył się i podjął rękawicę. Skupił się tak naprawdę na trójce bohaterów i z ich perspektywy przygląda się wszystkiemu, co działo się na Wall Street – traderowi Vennettowi (jest też w sporej części narratorem), sfrustrowanemu maklerowi Markowi Baumowi oraz dr Burrym, których losy przeplatają się i przecinają. A żeby jeszcze bardziej uatrakcyjnić fabułę, reżyser stosuje pomysłowe zbitki montażowe (mieszanka pozornie nie pasujących ujęć, materiałów archiwalnych czy nawet teledysków) oraz sceny, gdzie celebry ci i autorytety w swoim fachu przedstawiają skomplikowane terminy ekonomiczne w sposób bardziej przystępny. Wall Street tutaj pokazane jest jako stado chciwych i nieodpowiedzialnych kretynów, dla których zarabianie pieniędzy (dla siebie) staje się celem samym w sobie, a sieć powiązań jest tak ogromna, że to musi w końcu odbić się czkawką. Chciwość wymknęła się spod kontroli, a osoby mające nadzorować banki, same w nich pracują albo mają to gdzieś. Nic dziwnego, że jeden z bankierów odszedł z zawodu (Ben Rickert grany przez Brada Pitta), gdyż poznał jak wielka jest cena takich kantów i że biedni ludzie zapłacą za to.

big_short2

Niby jest to dramat, a oglądałem to jak miks thrillera z komedią, nie mogą powstrzymać wielokrotnie ataku śmiechu. Jeszcze to wszystko – poza efektownym montażem i przeskokami z postaci na postać – potęgują świetne dialogi oraz zgrabnie wykorzystana muzyka (nic tak nie portretuje koszmaru przyjazdu do Las Vegas jak melodia z „Upiora w operze”, a poza tym dostajemy m.in. Metallikę, Gorillaz, Kelis i Led Zeppelin), współgrająca z wydarzeniami ekranowymi. Totalna zadyma.

big_short4

A wszystko to jest kapitalnie zagrane, choć z całego grona wybijają się trzy postacie. O Picie wspomniałem, ale pojawia się dość krótko. Pewnie wynikało to z faktu, ze aktor był tez producentem tego filmu. Kolejny raz pozytywnie zaskakuje Steve Carell – tutaj sfrustrowany, nerwowy i nienawidzący systemu bankier, przeżywający prywatną tragedię, która go takim uczyniła, a przerażenie skalą kantu w Wall Street jest autentyczne. Klasę potwierdził też Ryan Gosling, chociaż nie poznałem go od razu (to przez ten zmieniony kolor włosów), a jego Vennett to zdystansowany, ironiczny i złotousty cwaniak, który zauważył szansę i ją zamierza wykorzystać. Jednak i tak wszystkich przyćmił znakomity Christian Bale w roli ekscentrycznego i skrytego geniusza Burry’ego, którego dość trudno polubić (chodzi w krótkich spodenkach, podkoszulku i boso), ale nie można odmówić mu charyzmy oraz spostrzegawczości. Bardzo intrygująca postać, w pełni oddana swojej pracy.

big_short1

Szczerze mówiąc nie byłem pewny czego spodziewać się po „Big Short”, ale jedno jest pewne – Adam McKay zrealizował film swojego życia. Najambitniejszy, imponujący tempem, jednak bardzo przystępny i zrozumiały nawet dla takiego laika jak ja. Czy będzie to nowy etap w dorobku tego reżysera czy wróci do realizacji typowych amerykańskich komedii? Czas pokaże, ale kibicuje McKayowi z całego serca.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Furia

Kwiecień 1945, wojna powoli zmierza ku końcowi. Do załogi czołgu Sherman zwanego “Furią” po śmierci strzelca dołącza nowy członek Norman. Załoga kierowana przez sierżanta Colliera zwanego War Daddy, dostaje zadanie przejęcia miasta oraz ochrony drogi zaopatrzenia. Ale łatwo w żaden sposób nie będzie.

furia1

David Ayer to reżyser kojarzony przede wszystkim z kinem policyjnym. Tym razem postanowił pójść na wojnę. Jak zobaczyłem zwiastun, złośliwie określiłem „Furię” jako „Czterech pancernych i Brada Pitta”. Ale jeśli myślicie, z zobaczycie heroiczne kino, gdzie dzielni amerykańscy chłopcy spuszczają wpierdol Niemcom, to będziecie rozczarowani. Sherman nie był zbyt dobrym czołgiem (jak w tym dowcipie: „Co się stanie jak Tygrys spotka pięć Shermanów? Tygrys będzie miał przewagę liczebną.”), ale był taki i w dość dużej ilości, czego o Tygrysie powiedzieć się nie da. Sam film jest mroczny, ciężki i brudny, niepozbawiony brutalnej jatki oraz dużej ilości strzałów. Owszem, nie ma tutaj niczego zaskakującego czy oryginalnego w tej całej konwencji, ale jak się to ogląda. Nie brakuje też spektakularnych scen akcji (trzy Shermany vs Tygrys czy finałowe starcie jednego czołgu przeciwko trzystu SS-manom), ciężkiego klimatu potęgowanego mrocznymi, surowymi zdjęciami oraz elektroniczno-chóralną muzyką. Czasami drażni symbolika (krzyże, cytaty z Biblii, biały koń jako symbol niewinności), a główni bohaterowie niezbyt są wyraziści, ale mniejsza z tym. Cała reszta jest po prostu świetna.

furia2

Od strony aktorskiej najlepiej prezentuje się dwóch facetów. Pierwszy to Brad Pitt jako War Daddy. sierżant jest twardy, brutalny, surowy. Jak ojciec, który wprowadza młodego Normana w brutalny świat, gdzie panuje bezwzględna, ale prosta zasada: albo my ich albo oni nas (scena „zabicia” jeńca), ale to facet, za którym poszedłbym w ogień. Drugim jest Norman (nie przepadam za Loganem Lermanem, ale tu radzi sobie przyzwoicie), który dopiero wchodzi w ten wojenny tryb i wiele się w nim zmieni, zwłaszcza jego moralny kręgosłup. Poza nimi są jeszcze Michael Pena (kierowca Latynos Gordo), zaskakująco dobry Shia LaBeouf (głęboko wierzący Bible, który obsługuje działo) oraz Jon Bernthal (mechanik Grady) – widać, że to zgrana paczka. I tyle.

furia3

Ayer zmienił klimat, ale pozostał surowym facetem, mówiącym bez ogródek. Twarde, mocne kino wojenne jakiego nie było od dawna. Amerykanin odrobił pilnie swoją lekcję.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Wywiad z wampirem

Louis jest wampirem, który żyje od ponad 200 lat. Swoją historię postanowił opowiedzieć dziennikarzowi Danielowi Malloyowi. Cała opowieść zaczyna się w momencie, gdy Louis po śmierci żony zmierza ku autodestrukcji i bardzo pragnie śmierci. W końcu jego prośba zostaje wysłuchana, ale nie do końca w taki sposób, jaki sobie wyobrażał mężczyzna. Na jego drodze pojawia się tajemniczy Lestat, który okazuje się być wampirem.

wampir1

Adaptacja jednej z części cyklu Anne Rice to najpopularniejszy film Neila Jordana, który nie nakręcił typowego horroru. Nie jest tu najważniejsza krwawa jatka czy pokazywanie kolejnych ofiar, Jordan próbuje opowiedzieć o… egzystencji i pokazuje wampiry nie tak jak w serii „Zmierzch”. Tutaj wampir oznacza samotnika skazanego na nudę, na zabijanie (inaczej sam umrze), krew jest jego jedynym motorem napędzającym jego życie. Sama historia opowiedziana jest dość spokojnym tonem. Owszem, nie brakuje tutaj krwi (czymś żywić w końcu się trzeba), a klimat jest tutaj iście gotycki. Imponuje tutaj zarówno scenografia oraz kostiumy (od końcówki XVIII wieku aż do dnia dzisiejszego) oraz wyrafinowanie plastycznie. Kilka miejsc na bank zostanie w pamięci (slumsy Nowego Orleanu, rezydencja podziemna w Paryżu), podkręconych świetnie grającą muzyką Goldenthala. Po obejrzeniu pewnie wielu z was będzie się zastanawiało, czy nadal chcą pozostać krwiopijcami oraz jaka jest cena za nieśmiertelność, przy okazji szukając odpowiedzi na temat sensu życia (niekoniecznie według Monty Pythona).

wampir2

Wielu z was może znudzić tempo, brak przemocy (poza podpaleniem domu Lestata i krwawej jatki w Paryżu), mała ilość krwi i w ogóle. Ale Jordan trzyma rękę na pulsie i magnetyzuje do samego końca, nawet u niego noc nie była nigdy tak mroczna, że można byłoby ją kroić na kawałki. No i jeszcze ta obsada. Jeśli ktoś kiedyś wątpił w talent Brada Pitta, po tym filmie zmieni zdanie na pewno. Bardzo przekonująco pokazał Louisa – „wampira z ludzka duszą” oraz wątpliwościami. Wszystkie swoje rozterki rozgrywa jednym spojrzeniem, niedopowiedzeniem i robi to świetnie. Ale i tak ekran skradł mu znienawidzony przeze mnie Tom Cruise, który tutaj pokazuje swoje wielkie umiejętności. Kim jest Lestat w jego wykonaniu? To hedonista, który ma w sobie tyle uroku, by wykorzystać go do zdobywania nowych ofiar. Dla niego życie ludzkie jest nic nie warte. Z bogatego drugiego planu najbardziej zapada w pamięć równie bezwzględny Antonio Banderas (Armand, próbujący uwieść Louisa), niezaspokojona Kirsten Dunst (wiecznie głodna Claudia, która nie kontroluje do końca swoich potrzeb) oraz przeprowadzający cały wywiad Christian Slater (Daniel Malloy).

wampir3

Jordan pokazuje, że w każdym gatunku są rzeczy, które można zmodyfikować lub wywrócić do góry nogami. To nie jest konwencjonalny horror, ale opowieść pełna poważnych pytań i zmuszająca do refleksji. A przy okazji bardzo przystępnie opowiedziana całość.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

 

Zniewolony

Był kiedyś tacy czas, ze u kraju potocznie zwanym Ju Es Ej, było niewolnictwo. Polegało to na tym, że „czarnucha” zmuszano do pracy w wielkich majątkach ziemskich, gdzie musieli robić wszystko, co im każą. Inaczej zabiją ich. Taki los spotkał Salomona Northropa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden drobny szczegół: był wolnym człowiekiem, ale został porwany i sprzedany jako niewolnik. Jak to możliwe? Wystarczy go upić.

zniewolony1

Ta prawdziwa historia Salomona posłużyła Steve’owi McQueenowi do stworzenia filmu „Zniewolony”, pokazującego jego 12-letnią niewolę. Pełna okrucieństwa, brutalności oraz grozy, jakiej nie chcielibyście poznać. Tylko ze reżyser nie pokazuje niczego nowego w tym temacie serwując nam dość oczywistą i banalna prawdę – niewolnictwo było i jest złem. Ale tyle już było filmów o tej tematyce (m.in. „Kolor purpury” czy ostatnio „Django” Tarantino, który mocno rozprawił się z tą tematyką), jednak trudno odmówić McQueenowi rzetelności w realizacji, sporej dawki realizmu (ale umówmy się – baty od plantatorów to nic w porównaniu z tym, co robił Hitler i spółka w Europie) oraz subtelnego rozłożenia akcentów (choć nie brakuje tutaj brutalnych) bez specjalnego moralizowania. Wiele scen budowanych jest na kontrastach, jak choćby piwnica z więzionym bohaterem obok Białego Domu czy wiszący Salomon na sznurze, a w tle niewolnicy normalnie zajmują się swoimi sprawami. Tylko, że tak jak mówię – to wszystko jest zaledwie poprawnie i nie pokazuje kompletnie nic nowego (poza sporymi kompleksami Amerykanów na punkcie swojej historii – tylko w ten sposób jestem w stanie wyjaśnić tyle nominacji do Oscara).

zniewolony3

Częściowo sytuację ratują aktorzy, którym udaje się wnieść w życie swoim bohaterom. Najbardziej przykuwa tutaj uwagę nie Salomon, tylko plantator Edwin Epps, grany przez świetnego Michaela Fassbendera. Ten gościu to zło – z jednej strony bardzo ostro traktuje swoich niewolników, z drugiej to hipokryta udający głęboko wierzącego i mający romans z jedna z niewolnic. A wracając do Salomona, to Chiwetel Eljofor wcielający się w tą postać wypada więcej niż przyzwoicie. Ten wykształcony człowiek, który by wytrzymać niewolę, musi ukrywać swoje umiejętności (poza gra na skrzypcach), a wszystkie jego rozterki pokazane są w bardzo subtelny sposób. Nie można też nie wspomnieć o małym epizodzie Brada Pitta (także współproducenta filmu) czy drobnych rolach Paula Dano (Tibeats), Paula Giamattiego (sprzedawca niewolników Freeman) czy Benedicta Cumberbatha (pan Ford).

zniewolony2

Jest to bardzo amerykański film, bo inne nie zdobywają najważniejszych nagród. Ale mimo to jest to naprawdę solidna robota, choć liczyłem na odrobinę więcej.

6,5/10

Radosław Ostrowski

World War Z

Gerry Lane pracował jako śledczy dla ONZ. Jednak odpuścił pracę i poświęcił czas dla swoich najbliższych. Wszystko zmienia się, gdy jednego stojąc w korku jest świadkiem dziwnej sytuacji – śmigłowce lecą nad niebem, policja wchodzi na ulice, a ludzie nawzajem się mordują w szale. Po pewnym czasie okazuje się, że wybuchła epidemia zombie na całym świecie. Gerry wyrusza do bazy wojskowej w Korei Południowej, by znaleźć źródło choroby i pomóc wynaleźć szczepionkę na wirusa.

wwz1

Jak widać zombie to nośmy temat, wielokrotnie wałkowany przez kino. Jednak Marc Forster postanowił pójść inna droga i choć dostał duży budżet, to film rodził się w bólach, ciągle coś poprawiano i modyfikowano. Ale w końcu film trafił do kin i wyszedł z tego dość nietypowy blockbuster. Nie ma tutaj epatowania przemocą, juchą i totalnej rozpierduchy, ale zamiast tego jest dochodzenie, przenoszenie się z miejsca na miejsce (Korea, Izrael, Walia i gdzieś na środku oceanu), pytania i próba znalezienia odpowiedzi. Co nie znaczy, że nie ma tu akcji i strzelania. Nieumarli panoszą się w ilościach hurtowych i zawsze są nieproszeni, zostawiając po sobie masę trupów i kompletne zniszczenie. Nie ma tu heroizmu, patosu i łopoczącej amerykańskiej flagi, zaś Amerykanie nie są tu niezniszczalni jak Stallone i jego wesoła kompania (oni by w kilka godzin rozpiździli to wszystko). Trzyma to w napięciu i wiele razy łapie za gardło, zaś zakończenie tylko pozornie kończy się happy endem, bo wojna dopiero się zaczęła.

Jeśli zaś chodzi o obsadę, to mamy tutaj tylko jednego gwiazdora – Brada Pitta, który radzi sobie naprawdę dobrze i nie jest superbohaterem, tylko świadkiem wielu przerażających i porażających wydarzeń, choć sprytu i pomysłowości mu nie brakuje. Ale non stop prześladuje go pech (gdzie nie idzie, wszystko się sypie i zombiaki atakują), zmuszony do brutalnej konfrontacji z nieżywymi. Reszta obsady w tym dość epizodycznym filmie radzi sobie nie najgorzej (szczególnie wybija się David Morse, Ludi Boeken i Daniella Kertesz – kolejno ex-agent CIA, agent Mossadu i izraelska żołnierz).

wwz2

Forster poszedł trochę pod prąd i nakręcił bardzo realistyczną historię z zombiakami w rolach głównych. Sequel jest tylko kwestią czasu.

7/10

Radosław Ostrowski

Zabić, jak to łatwo powiedzieć

W małym miasteczku gdzieś na przedmieściach USA doszło do włamu. Dwóch młodych leszczy obrobiło turniej hazardowy, kontrolowany przez mafię. Ponieważ już zdarzyło się to wcześniej zarówno szef turnieju jak i dwaj złodzieje muszą pójść do piachu. Zadanie zaś ma zrealizować Jackie Cooper.

zabic2

Andrew Dominik to reżyser, który próbuje mówić o poważnych sprawach. Jednak tutaj rozprawa gangsterska z wypowiedziami o powiązaniach gospodarczych polityków wywołują we mnie pewną konsternację. Być może chodziło o pokazanie czasów, gdy gangsterka polega bardziej polegała na działaniu niż na gestach, ale tutaj też dotarł kryzys. Sama intryga jest prosta jak konstrukcja cepa i idzie w z góry określonym kierunku, problemem zaś jest to, jak cała ta historia jest opowiedziana. Bida jest widoczna ze wszystkich stron (obdarte domy, puste speluny), ale jest to niestety, strasznie przegadane i ciągnie się to jak makaron. Scen przemocy jest niewiele i w dodatku jest ona mocno estetycznie pokazana (zabójstwo mafioza pokazane w zwolnionym tempie, gdzie nawet pokazano tor lotu pocisku). I kiedy wydawało się, że będzie się rozkręcać, to już było po filmie. Trochę szkoda.

zabic

Sytuację próbują ratować aktorzy, ale nawet oni nie są w stanie uratować tej produkcji, choć robią, co mogą. Brad Pitt bardzo dobrze wypada w roli cynicznego gangstera, który lubi zabijać z dystansu i nie udaje hipokryty. Z kolei Ray Liotta i James Gandolfini prezentują przyzwoity poziom, zwłaszcza ten drugi jako zapijaczony mafiozo. Ale i tak prawdziwą gwiazdą jest tutaj Richard Jenkins w roli zleceniodawcy, księgowego mafii – i jego rozmowy z Jackiem jako jedyne zwracały moją uwagę.

zabic3

Chyba rozumiem intencje twórców, ale film jest niestety przeciętny, wtórny i przegadany. Obejrzałem i już. Nie będę o nim zbyt długo pamiętać.

5/10

Radosław Ostrowski