Zdrajca w naszym typie

Zrobienie dobrego filmu szpiegowskiego, który nie będzie naładowany efekciarską akcją jest zawsze trudne. Nawet jeśli jest to adaptacja powieści Johna le Carre, który woli skupiać się na postaciach zderzonych ze służbami wywiadowczymi. Nie inaczej jest tutaj, gdzie poznajemy naszych bohaterów – niemłode małżeństwo Perry’ego i Gail. Oboje są w Maroku, chcąc spędzić ze sobą czas, mimo pewnego kryzysu (ona jest zapracowanym prawnikiem, on miał skok w bok). Ale ich w miarę spokojne życie zmienia się, gdy poznają Dimę – rosyjskiego biznesmena, który z rodziną i przyjaciółmi spędza wakacje. Ale następnego dnia mężczyzna informuje Perry’ego, że jest księgowym mafii, dla której pierze pieniądze. W zamian za swoją wiedzę chce azylu dla swojej rodziny w Londynie, zaś Perry ma przekazać pendrive z danymi do MI6. Mężczyzna zgadzając się pomóc pakuje się w poważne tarapaty.

zdrajca w naszym typie1

Jak wspomniałem „Zdrajca” to niby film szpiegowski, ale zupełnie innego kalibru. Już prolog, gdzie widzimy zmianę warty w rosyjskim syndykacie pokazuje, że stawka będzie wysoka (finał kończy się morderstwem). Reżyserka Susanna White próbuje iść drogą znaną ze „Szpiega”, czyli pokazuje na ekranie szachową rozgrywkę, gdzie kwestia zaufania jest najważniejsza. A w tej całej stawce cywile, nie mający kompletnie zielonego pojęcia, w co się pakują, bo cała operacja jest prowadzona w tajemnicy i bez zgody przełożonych. By jeszcze bardziej skomplikować opowieść, widzimy powiązania biznesu, polityki oraz mafii, a wszystko po to, by stworzyć bank do prania brudnych pieniędzy. Co na to ludzie u władzy? Nic, bo przeciwnicy mają wpływy (minister, który jest byłym szefem MI6, wspiera całe przedsięwzięcie) i potrafią dopaść każdego.

zdrajca w naszym typie2

Napięcie tutaj budowane jest przez ciągłe komplikacje oraz brak ufności do wywiadu przez Dimę. Bo będzie tak jak on chce, albo nie dostaniecie nic. Cały czas wydaje się wisieć zagrożenie ze strony mafii, nie bojącej się zabić bez mrugnięcia okiem (początek filmu). Ale mam pewien problem z tym filmem. Niby wszystko jest na swoim miejscu, lecz nic mnie to nie obchodziło. Ani zmiany lokacji, dwutorowość narracji (para małżonków oraz działający w wywiadzie Hector) czy dość chaotycznie wyglądające sceny akcji (bójka Dimy z jednym z ochroniarzy w hotelowej kuchni). Mam też wrażenie, że parę wydarzeń zostało pociętych i urwanych.

zdrajca w naszym typie3

Trudno też kogokolwiek wyróżnić aktorsko, choć nie brakuje znanych twarzy. Solidnie wypada Ewan McGregor oraz Naomie Harris w roli naszych małżonków, którzy niejako wbrew sobie pakują się w aferę szpiegowską. Ale to Szkot wyciska więcej ze swojej roli, dając jej charakter. Dla mnie jednak największe wrażenie zrobił mocny Stellan Skarsgaard w roli Dimy. Pozornie sprawiający wrażenie dobrze bawiącego się, lecz lawiruje między lękiem, pewnością siebie a buńczucznością. I ten cudnie brzmiący akcent dopełniają tej postaci.

„Zdrajca w naszym typie” próbuje być innym filmem szpiegowskim, do którego kino nas przyzwyczaiło. Problem w tym, że wygląda to i ogląda się porządnie, lecz czegoś tutaj zabrakło, by porwać na dłużej.

6/10

Radosław Ostrowski

Lotna brygada

Jack Reagan jest dowódcą oddziału policji Sweeney – jednostki walczącej z najgroźniejszymi przestępcami oraz mocno balansując na granicy prawa. Przełożeni z powodu wyników są w stanie przymknąć oczy na brutalność ich działań, co doprowadza do przydzielenia kontrolera z Wydziału Wewnętrznego. W tym czasie Reagan i spółka prowadzi śledztwo w sprawie napadu na jubilera, gdzie dochodzi do morderstwa.

lotna_brygada1

Brytyjski kryminał Nicka Love’a, twórcy „Football Factory” jest remake’m telewizyjnego serialu z lat 70. I jest to bardzo mroczne, dynamiczne kino, które mimo stosowania klisz, potrafi skupić uwagę na dłużej. Pozornie prosta intryga komplikuje się, klimat jest mroczny i surowy (świetne zdjęcia, gdzie dominuje zieleń biura i czerń, a całość podlana jest krwią oraz permanentnym używaniem słowa fuck. Akcja wciąga, pościgi i strzelaniny są dynamiczne (choć na złodziei rabujących bank można było wziąć coś więcej niż tylko pistolety, a cała sekwencja troszkę przypomina „Gorączkę”), a stosowanie montażu równoległego działa bez zarzutu. Problem w tym, ze pojawiają się pewne elementy mocno nierealistyczne, co psuję odrobinę odbiór. A to podczas strzelaniny, nagle wszystkim psuje się celownik i chybiają (a strzały lecą na prawo i lewo), a oficer z wewnętrznego jest szują i tylko przeszkadza w pracy, zaś dowódca jest na tyle pyskaty i ignoruje polecenia swoich przełożonych, że w realu zostałby wywalony od razu. W filmie trafia do więzienia i… zostaje wypuszczony, by wrócić do akcji. A może się zwyczajnie czepiam, choć film wydaje się być poważny.

lotna_brygada2

Aktorsko jest bez zarzutu, chociaż najbardziej pamiętamy niezawodnego Raya Winstona. Jego bohater jest twardy, nieugięty i prędzej da się zabić niż pójdzie za biurkiem. Nagina prawo, ale bandyci też się nie patyczkują. Podobnie jest z Benem Drewem (George Carter – podwładny Reagana). Reszta bohaterów jest solidna – zarówno Damian Lewis (przełożony Reagana), Steven Mackintosh (Ivan Lewis z wewnętrznego) i Paul Anderson (antagonista Reagana – Allen) pasują do swoich ról, ale nie wybijają się szczególnie (tutaj błyszczą epizody Allana Forda i Allena Coultera).

lotna_brygada3

Solidny brytyjski kryminał z niezłym klimatem i dobrym wykonaniem. Mam nadzieję, że Nick Love jeszcze pokaże na co go stać.

7/10

Radosław Ostrowski

Romeo & Juliet

Ta historia jest tak powszechnie znana, że opowiadanie jej w zasadzie mija się z celem. To tak jakby streścić „Kevina samego w domu”. Ta niespełniona miłość dwojga ludzi pochodzących z nienawidzących się rodów była przenoszona przez filmowców wielokrotnie, zaś najbardziej znanych adaptacji dokonali Franco Zeffirelli (rok 1968 – bardzo klasyczna) i Baz Luhrmann (rok 1996 – uwspółcześniona, postmodernistyczna jazda). I wydawało by się, że kręcenie kolejnych wersji tej samej historii mija się z celem. Inne zdanie miał Włoch Carlo Cerlei, który razem ze scenarzystą Julianem Fellowsem postanowili jeszcze raz opowiedzieć o najsłynniejszym romansie w historii literatury.

romeo1

W zasadzie to też klasyczna forma, z renesansowymi realiami (kręcona w autentycznych plenerach) i całą tą resztą, z językiem włącznie. Więc powinno być dobrze? Niekoniecznie, bo film ten jest tak naprawdę jest esencją przeciętności. Warstwa wizualna nie specjalnie porywa (poza grotą ojca Laurentego z pięknymi freskami), zaś realizacja była dość statyczne i – nie wahajmy się użyć tego słowa – teatralna, nawet sceny walk na szpady były jakieś mało angażujące. Postacie mówią, mówią i mówią, czasami coś robią, ale to wszystko mało angażuje. Owszem, mogą podobać się kostiumy i scenografia, pięknie wybrzmiewa muzyka Abla Korzeniowskiego, jednak coś tutaj nie wypaliło i po prostu nudziłem się jak jeszcze nigdy.

romeo2

Obawiam się, że po części to wina grający główne role. Hailee Steinfield i Douglas Booth chyba nie udźwignęli tych postaci i brzmią po prostu sztucznie. Każda kwestia jest wypowiadana wręcz monotonnie, bez emocji, jakby nie były one mówione, tylko czytane z kartki. Owszem, ładnie wyglądają, ale miedzy nimi nie ma żadnego zaangażowania, żadnych emocji – nic. A chyba nie o to tu chodziło. Z młodej grupy najlepiej sobie poradzili Ed Westwick (porywczy i unoszący się honorem Tybalt) oraz Kodi Smit-McPhee (poczciwy Benvolio). Za to bardziej doświadczeni aktorzy mieli tutaj wielkie pole do popisu. W pełni wykorzystał bardzo dobry Paul Giamatti, tworząc naprawdę pełnokrwistą postać, która wzbudza sympatię i jest powiernikiem obojga bohaterów. Równie mocny jest Damian Lewis (lord Capulet – żądający posłuszeństwa, surowy ojciec), który sprostał swojemu zadaniu.

romeo3

Chciałbym, naprawdę chciałbym powiedzieć, że adaptacja Cercei jest naprawdę udana i warta uwagi. Ale muszę was bardzo rozczarować, to zaledwie poprawne dzieło, które niespecjalnie wyróżnia się z tłumu, a drugi plan to trochę za mało, by przykuć uwagę na dłużej. Skierowane do dużo młodszego widza, powiedzmy w wieku góra 15 lat. Ja ten wiek już dawno osiągnąłem.

5/10

romeo4

Radosław Ostrowski


Homeland – seria 1

Rok 2011. Amerykańska agentka CIA Carrie Mathieson próbuje porozmawiać ze swoim informatorem, który zostanie skazany na śmierć. Informator zdążył jej powiedzieć zdanie” amerykański jeniec przeszedł na naszą stronę”. Dziesięć miesięcy później amerykańscy komandosi odnajdują w Iraku sierżanta Nicholasa Brody’ego, który od 8 lat był uznawany za zaginionego. Carrie jest przekonana, że to właśnie o nim mówił informator i na własną rękę próbuje znaleźć dowody.

Seriali sensacyjnych to było na potęgę, ale ten wyróżnia się od innych wieloma rzeczami. W produkcji stacji Showtime pozornie wszystko jest zrobione bardzo spokojnie, tempem przypominając bardziej „Breaking Bad” niż serial o walce z terroryzmem. Zbieranie informacji, obserwacja (nielegalna), prawie jak w „Szpiegu”, gdzie wszystko oparte jest na żmudnej, czasami papierkowej pracy. Pojawia się jednak kilka zaskakujących wolt, które wywracają wszystko do góry nogami (ostatnie pięć odcinków) i wszystko co wiemy zostaje poddane ostrej weryfikacji. Do tego jeszcze retrospektywy z życia Brody’ego, kilka pościgów i psychologicznej gry, która zmusza do myślenia i działania. Zaś finał sugeruje, że to dopiero początek zabawy, gdzie kłamstwo, mistyfikacja („werbunek” pracownika placówki dyplomatycznej Arabii Saudyjskiej) to norma. Precyzyjny scenariusz, porządna realizacja i stonowana muzyka – tu wszystko jest dopięte i dopracowane.

homeland3

Ale to wszystko nie byłoby tak istotne, gdyby nie aktorstwo z najwyższej półki. Tutaj tak naprawdę są najważniejsze są dwie postacie – agentka Carrie i sierżant Brody, brawurowo zagrani przez Claire Danes i Damiana Lewisa. Ona jest zdeterminowana, uparta i absolutnie przekonana o słuszności swojego wywodu, choć czasami nie zachowuje się w sposób racjonalny (ostatnie odcinki), wręcz na granicy obłędu. Zaś on jest opanowany i spokojny, choć też ukrywa pewną tajemnicę i wiemy, że nie mówi wszystkiego, zaś finał w jego wykonaniu jest po prostu bezbłędny. Poza tą dwójką jest dość bogaty drugi plan, ze świetnym Mandym Patinkinem (Saul, mentor Carrie) na czele. Tu nie ma pod tym względem słabych punktów.

homeland4

Nic dziwnego, że ten serial zgarnia wszystko, co jest do zgarnięcia. Może się wydawać na początku trochę ospały i nudny, ale to tylko pozory. Napięcie jest duże, atmosfera coraz bardziej niepewna, a gra w kotka i myszkę pasjonująca. To już jest klasyk.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski