Castle Rock – seria 1

Każdy fan twórczości Stephena Kinga zna nazwę miasteczka Castle Rock. Po raz pojawiło się w „Martwej strefie” i od tej pory przewijało się w wielu powieściach oraz opowiadaniach mistrza grozy z Maine. Na pozór to zwykłe miasteczko w stanie Maine, jednak bardzo mocno przyciąga zło o wymiarze nadprzyrodzonym. Tym bardziej dziwi fakt, że dopiero niedawno ktoś wpadł na pomysł serialu, którego akcja toczyłaby się w tym miasteczku, czerpiąc wiele z dorobku literackiego Kinga. Ale od czego jest J.J. Abrams oraz platforma streamingowa Hulu? I tak dwa lata temu pojawiła się pierwsza seria antologicznego serialu „Castle Rock”. Czy udana?

Jej bohaterem jest Henry Deaver – czarnoskóry adwokat, adoptowany jako dziecko przez białą rodzinę z Castle Rock (ojciec – pastor, matka zajmowała się domem). Mężczyzna od bardzo dawna mieszka w Teksasie, gdzie broni ludzi skazanych na śmierć. Ale chcąc, nie chcąc wraca w rodzinne strony, mimo bardzo mrocznej oraz zamazanej przeszłości. A wszystko z powodu tajemniczego chłopaka znalezionego w nieużywanym skrzydle więzienia Shawshank. Poprzedni naczelnik w dniu przejścia na emeryturę popełnił samobójstwo, a przy chłopaku nie znaleziono żadnych dokumentów, a jedyne wymówione przez niego słowa to: „Henry Deaver”. Prawnik próbuje wybadać sprawę, jednak nie będzie to takie proste.

Cały sezon pełni rolę takiego jakby wprowadzenia do miasteczka Castle Rock, którego rozmiar pokazywany w panoramie jest ogromny. Tylko, że całą historia skupia się dosłownie w kilku lokacjach (dom matki Deavera, więzienie, dom naczelnika, bar, las, kościół), przez co nie czuć tej sporej przestrzeni. Czasami na chwilę trafimy w inne miejsce jak złomowisko, ale to się zdarza zbyt rzadko. Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że w samym serialu jest stosunkowo mało horroru. Jasne, jest pewien klimat niepokoju oraz tajemnicy (szczególnie na początku oraz wobec postaci chłopaka), ale potem bywa z tym różnie.

Twórcy próbują troszkę przybliżyć inne osoby w miasteczku, co częściowo się udaje. Jak w przypadku matki Deavera (rewelacyjna Sissy Spacek), która nawet dostaje jeden odcinek dla siebie, gdzie widzimy wydarzenia z jej perspektywy. A że jest ona osobą chorą na Alzheimera, to dzieją się na ekranie rzeczy. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia, bo kilka potencjalnie ważnych postaci albo zostaje zepchnięta na dalszy plan (naczelnik Lacy czy Jackie Torrance), albo nie odgrywa aż tak istotnej roli jak by się mogło wydawać (Molly). No i sam główny bohater wydaje się być tylko solidnie napisaną oraz zagraną postacią przez Andre Hollanda. Jednak czegoś mu brakuje, bo przestaje interesować.

Ale za bardzo wyskoczyłem, bo realizacyjnie jest to bardzo porządnie zrealizowane. Nie brakuje tutaj długich panoram miasta czy ujęć od góry. Fani książek Kinga znajdą tutaj wiele odniesień do innych dzieł czy to w formie zdjęcia lub dialogów. Ale inne są bardziej oczywiste jak więzienie Shawshank czy odniesienia do postaci z innych książek. To na pewno będzie dodatkowym źródłem frajdy, jednak nie ma ono aż tak dużego wpływu na fabułę. Która ma nierówne tempo (zwłaszcza w okolicy środka) i czasem porzuca główny wątek, unikając długo odpowiedzi. Niemniej jest tu kilka fantastycznych momentów jak wspomniany odcinek 7 czy moment dokonania rzezi przez strażnika w więzieniu. Tego nie da się wymazać z pamięci, tak jak mocnego i otwartego finału.

Aktorsko bywa dość różnie, a poza w/w aktorami wybija się bardzo jedna postać: chłopak w wykonaniu Billa Skarsgarda. Aktor przez większość czasu na ekranie nie odzywa się, mając do dyspozycji niemal tylko spojrzenia. Budzą one niepokój oraz tworzą aurę tajemnicy, nie dając jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: kim on jest? Skąd się wziął? Co go motywuje? To jest niesamowite jak skromnymi środkami aktor osiąga tak wiele. Nie można nie wspomnieć świetnego Scotta Glenna jako byłego szeryfa Alan Pangborna czy bardzo wycofaną Melanie Lynskey (Molly Strand), którzy stanowią wyrazisty drugi plan.

Pierwszy sezon „Castle Rock” to bardziej solidny dreszczowiec, mający spory potencjał na coś więcej. Nie jest tak mroczny jak mógłby być, a samo miasteczko nie ma własnej tożsamości, której brakuje. Mogę mieć tylko nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej, a drugi sezon zabłyśnie pełnym blaskiem.

7/10

Radosław Ostrowski

Nie oddychaj

Kiedyś Detroit to było miasto – potęga motoryzacji, obecnie jest dziurą, od której wszyscy uciekają. I tutaj przyszło żyć trójce młodych ludzi, okradających domy. Alex, Rocky i Money mają pewne swoje zasady (nie bierzemy gotówki, mała wartość łupu), dzięki którym działają dobrze. Ale dostają szansę na większy szmal, by móc wyrwać się z miasta. Cel jest prosty: chata starego, ślepego wojaka. Facet jest ślepy, mieszka sam (znaczy się z psem), zaś łupem jest duża kasa z odszkodowania. Co może pójść nie tak?

nie_oddychaj1

Film Fede’a Alvareza to niemal klasyczny thriller, gdzie pozornie znamy proste reguły. Tylko, że im dalej w las, tym bardziej to wszystko nie jest takie proste ani oczywiste. Bo ofiara to nie jest taka bezbronna i nieporadna istota, ani trójka gnojków nie jest taka bez grzechu. Dom zmienia się w prawdziwą twierdzę, skąd w każdej chwili może przyjść Staruch albo jego rottweiler, nie bojąc się zabić. W końcu w razie napadu, właściciel może bronić swojej fortecy. Kamera w tym filmie wręcz biegnie (wejście do pokoju ślepca), muzyka nerwowo buduje napięcie, a my czekamy na dalszy rozwój wypadków. Odkrywamy kolejne tajemnice starucha, będącego prawdziwym bydlakiem, kierowanym jedynie wolą przetrwania oraz swoją siłą – niezłomną, niezniszczalną, niewzruszoną. Czekamy na kolejne sztuczki (gaszenie światła, sceny obecności dwójki antagonistów obok siebie, fizyczna konfrontacja, próby ucieczki, barykadowanie drzwi), podskórnie budując poczucie niepokoju oraz lęku, a scena z pipetą naprawdę potrafi przerazić. Owszem, zdarzają się głupoty i nielogiczności, ślepiec jest wręcz nieśmiertelny, jednak – paradoksalnie – film potrafi utrzymać w napięciu do samego końca, co wydaje się kompletnie nieprawdopodobne. Gra oświetleniem, montaż, powoli pojawiający się dźwięk – to wszystko wnosi ten dreszczowiec na wyższy poziom.

nie_oddychaj2

No i jest Stephen Lang – w krótkim podkoszulku, z siwa brodą oraz wyostrzonymi zmysłami. Dawna przeszłość wybudziła z niego potwora, którego nie jest w stanie nic zatrzymać. Pozornie rozedrgany, małomówny, ale bezwzględny bydlak, pozbawiony wiary i będący ponad jakimkolwiek prawem. Pozostała trójka aktorów (ze szczególnym uwzględnieniem Jane Levy) radzi sobie dobrze, stanowiąc tło dla mocnego Langa, chociaż możemy współczuć tym młodym ludziom.

nie_oddychaj3

„Nie oddychaj” jest mrocznym i potrafiącym mocno budować napięcie dreszczowiec z elementami grozy. Kolejny przykład pokazania mrocznej strony człowieka, będącego zdolnym do wszystkiego. Jeszcze nigdy Zło nie było tak lepkie i bezwzględne. W trakcie seansu będzie próbowali nie oddychać z napięcia.

7/10

Radosław Ostrowski

Martwe zło

Pięcioro przyjaciół wyrusza, by spędzić weekend w domku gdzieś w lesie. Ale powodem tej eskapady nie jest alkohol i seks, lecz detoks. Albowiem Mia, główna bohaterka ma problem z narkotykami. Jednak młodzi ludzie znajdują Księgę Umarłych. Przeczytanie jej wywoła masę problemów, przy których detoks to mały pryszcz.

martwe_zlo1

Dawno, dawno temu w 1981 roku debiutujący reżyser Sam Raimi nakręcił horror, który rozpoczął serię opowieści, gdzie makabra, krew i… humor szła ręka w rękę. Jednak w Hollywood, tak jak na Wall Street, znajdzie się grupa chciwych ludzi, którzy chcą zrobić drugi raz to samo. Dlatego po 30 latach postanowiono zrobić remake kultowego filmu Raimiego, obsadzając za sterami debiutanta Fede Alvareza. Młodzik postanowił opowiedzieć jeszcze raz tą samą historię ozdabiając ją fakami, krwią i makabrą, robiąc to absolutnie na poważnie, co w czasach „Domu w głębi lasu” nie ma prawa już niczym zaskoczyć. Nie jest to jednak wina reżysera, bo ten zrobił, co trzeba i zrobił bardzo krwawy film. Świetne zdjęcia, montaż, mroczny klimat i masa krwi oraz posoki zasługują na uznanie, a w porównaniu ze współczesnymi horrorami, ten wypada bardzo dobrze. Owszem, mamy śladową wiedzę o bohaterach, a ich zachowania stawiają pytania, co do posiadania mózgu, jednak to są jedyne poważne wady tego filmu.

martwe_zlo2

Aktorstwo w przypadku tego typu produkcji nie jest sprawą najważniejszą, niemniej prezentuje się ono całkiem przyzwoicie. Najlepiej wypada Jane Levy jako uwspółcześniona wersja Asha, zaś reszta po prostu jest i nie przeszkadza.

Nic nowego w krainie horroru, ale za to jak wykonane. Zazwyczaj jestem przeciwko rimejkom, ale ten wypadł naprawdę dobrze.

7/10

Radosław Ostrowski